[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skończyła się wojna.Wrócił Liberiusz.Jako kto? Jako bohaterski podchorążyodznaczony trzema krzyżami, no i oczywiście jako frontowy delegat-bolszewik wpropagandowym nimbie.Słyszał pan o leśnych braciach? Przykro mi, ale nie. No to nie ma sensu opowiadać, bo efekt będzie połowiczny.No i nie ma pan poco patrzeć z wagonu na trakt.Bo co tu jest ciekawego? Teraz  partyzantka.A cóż tosą partyzanci? To główne kadry wojny domowej.Dwa pierwiastki składają się na tęsiłę.Organizacja polityczna, która wzięła na siebie kierowanie rewolucją, i prościżołnierze, którzy po przegranej wojnie wypowiedzieli posłuszeństwo starej władzy.Z połączenia tych dwóch czynników powstało wojsko partyzanckie.Jego skład jestbardzo zróżnicowany.Głównie są to średniorolni chłopi, ale jednocześnie znajdziepan tu kogo tylko dusza zapragnie.Są i biedniacy, i zbiegli mnisi, i wojujący ztatusiami kułaccy synkowie.Są ideowi anarchiści i powsinogi bez dokumentów, iprzerośnięci nicponie, wyrzuceni z gimnazjów.Są junkrzy austriaccy, zwabieniobietnicą wolności i powrotu do kraju.I właśnie jednym z oddziałów tejwielotysięcznej ludowej armii, zwanym leśnymi braćmi, dowodzi towarzyszLesnych, Liwka, Liberiusz Awierkijewicz, syn Awierkija Stiepanowicza Nikulicyna. Co pan powie? To, co pan słyszy.Ale idzmy dalej.Po śmierci żony Awierkij Stiepanowiczożenił się powtórnie.Nowa żona, Helena Pawłowna  to pensjonarka, przywiezionawprost z gimnazjum do ołtarza.Jest naiwna z natury, ale z wyrachowaniem udajenaiwną, młodziutka, ale już się odmładza.Nic, tylko ćwierka, szczebiocze, robi zsiebie niewiniątko, głuptaska, skowroneczka.Gdy tylko pana zobaczy, zacznieegzaminować. Kiedy urodził się Suworow?  Proszę wymienić przypadki równościtrójkątów. I będzie triumfować, gdy pan obleje ten egzamin i poczuje sięniezręcznie.Ale za kilka godzin sam pan ją zobaczy i osądzi, czy mój opis jest trafny.Sam Mikulicyn ma inne słabostki: fajka i seminaryjna starosłowiańszczyzna:  Oplemię niewierne i przewrotne! Dopóki będę z wami? (Mat.17, 16.) Niegdyśzamierzał zawodowo związać się z morzem i w instytucie był na wydziale budowyokrętów.Pozostało mu to w wyglądzie i sposobie bycia.Goli się gładko, całymidniami nie wyjmuje z ust fajki, cedzi słowa przez zęby uprzejmie, flegmatycznie.10Siewierianka (ros.)  mieszkanka Północy. Dolna szczęka wysunięta, jak to u palaczy, zimne szare oczy.Ach, omal niezapomniałem o jeszcze jednym szczególe: eserowiec, tutejszy delegat doZgromadzenia Ustawodawczego. Ależ to przecież bardzo ważne.Więc ojciec i syn są na noże? Przeciwnicypolityczni? Formalnie tak.A w rzeczywistości tajga z Warykinem nie walczy.Ale idzmydalej.Pozostałe panny Tuncew, szwagierki Awierkija Stiepanowicza, są do dziś wJuriatinie.Stare panny.Zmieniły się czasy, zmieniły i dziewczęta.Najstarsza z nich, Awdotia Sewerynowna, jest bibliotekarką w czytelni miejskiej.Miła czarnulka, do przesady nieśmiała.Ni z tego, ni z owego czerwieni się jakpiwonia.Na przykład: w czytelni napięta, grobowa cisza, a ona nagle dostaje atakuswego chronicznego kataru, kichnie ze dwadzieścia razy i ze wstydu gotowa sięzapaść pod ziemię.I co na to poradzić? Nerwy.Zrednia, Głafira Sewerynowna, jestbłogosławieństwem sióstr.Energiczna, pracowita.%7ładnej pracy się nie boi.Panujejednogłośna opinia, że partyzancki watażka Lesnych wdał się w tę ciotkę.Dopiero copracowała w spółdzielni krawieckiej czy dziewiarskiej, i ani się człek obejrzy, a jużjest fryzjerką.Zwrócił pan uwagę, jak na torach pod Juriatinem dróżniczka pogroziłanam pięścią? Masz babo placek, pomyślałem, Głafira pracuje teraz na kolei.Ale tochyba nie ona.Tamta była za stara.Najmłodsza, Simuszka, to dopust boży dla rodziny.Dziewczyna wykształcona,oczytana.Uczyła się filozofii, lubiła poezję.I oto w czasie rewolucji, pod wrażeniempodniosłej atmosfery, pochodów ulicznych, przemówień z trybun, zwariowała,dostała manii religijnej.Siostry wychodzą do pracy, drzwi na klucz, a ona hyc przezokno i wychodzi na ulicę, zwołuje ludzi, zapowiada powtórne nadejście Mesjasza,koniec świata.Ale ja się zagadałem, a tu zaraz moja stacja.Państwo na następnej.Proszę się przygotować.Kiedy Anfim Jefimowicz wysiadł z pociągu, Tonia powiedziała: Nie wiem, jak ty sądzisz, ale według mnie tego człowieka zsyła namOpatrzność.Myślę, że odegra jakąś dobroczynną rolę w naszym życiu tutaj. Bardzo możliwe, Tonieczko.Ale niezbyt mnie cieszy, że rozpoznają cię tu zpowodu podobieństwa do dziadka, i że tak dobrze go tu pamiętają.NawetStrielnikow, kiedy powiedziałem o Warykinie, zapytał złośliwie:  Warykino, zakładyKr�gera? Państwo przypadkiem nie krewni? Spadkobiercy? Boję się, że będziemytu bardziej na widoku niż w Moskwie, skąd uciekliśmy w pogoni za anonimowością.Oczywiście, teraz już za pózno.Za pózno płakać nad rozlanym mlekiem.Ale lepiej nie rzucać się w oczy, trzebażyć cicho i skromnie.W ogóle mam złe przeczucia.Budzmy naszych, trzebaspakować rzeczy, ściągnąć rzemieniami i przygotować się do wysiadania.7Antonina Aleksandrowna stała na peronie w Torfianej, po raz nie wiadomo któryprzeliczając osoby i bagaże, żeby się upewnić, że niczego nie zostawili w pociągu. Czuła pod nogami ubity piasek peronu, a jednak nie opuszczała jej obawa, by nieprzejechać stacji, nadal miała w uszach stukot jadącego pociągu, chociaż widziała nawłasne oczy, że pociąg stoi przed nią przy peronie.To sprawiało, że nie mogła niczobaczyć, usłyszeć i uświadomić sobie.Jadący dalej pasażerowie żegnali ją z góry, z wysokości tiepłuszki, ale niedostrzegała ich.Nie zauważyła, że pociąg odszedł, i spostrzegła jego zniknięciedopiero, gdy uwagę jej przyciągnął dotychczas zasłonięty przez wagony widoktorów, zielonego pola i niebieskiego nieba.Budynek stacji był murowany, przed wejściem stały po obu stronach dwie ławki.Moskiewscy podróżni z ulicy Siwcew Wrażek byli jedynymi pasażerami, jacywysiedli w Torfianej.Złożyli bagaże i usiedli na jednej z ławek.Zaskoczyła ich panująca na stacji cisza, pustka i schludność.Wydawało im sięczymś niezwykłym, że nikt się dokoła nie tłoczy, nie wymyśla.%7łycie na tympartykularzu nie nadążało za biegiem historii, zostawało w tyle.Miało dopierodorosnąć do stołecznego zdziczenia.Stacja tonęła wśród brzozowego zagajnika.W pociągu, kiedy tu dojeżdżali,zrobiło się ciemno.Na rękach i twarzach, na czystym, wilgotnym, żółtym piaskuperonu, na ziemi i na dachach kładły się ruchliwe cienie, rzucane przez ledwie siękołyszące wierzchołki drzew.Zwiergot ptaków wśród liści był równie świeży jakone.Czyste jak sama niewinność, nasycone dzwięki rozlegały się przeszywająco pocałym lesie.Przecinały go dwa szlaki, kolej i gościniec, i gęstwina jednakowoosłaniała je swymi rozwiewającymi się, opuszczonymi ku dołowi gałęziami, którewyglądały jak brzegi szerokich, opadających rękawów.Nagle Antoninie Aleksandrownie otwarły się oczy i uszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl