[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A wybuch? Nie wiem. Nie wiesz? Nie wiem. Ale przecież. Wybuch nie miał nic wspólnego ze strzałem.Przez okno widać było dwudziestu kilku nastolatków idących w dwóch szeregachprzez piaszczysty dziedziniec.Szli krokiem marszowym, wymachiwali ramionami, a idącyobok starszy mężczyzna coś do nich wołał.Niestety, nic to nie pomagało. Jest jeszcze jedna rzecz. Co takiego? Kim on był? Dlaczego chcesz wiedzieć? Bo go zabiłem.Obie kolumny chłopców się zatrzymały.Starszy mężczyzna w mundurze pokazał im,jak należy trzymać broń na ramieniu.Najważniejsze jest to, żeby każdy z nich trzymał ją wtaki sam sposób jak pozostali. Zabiłem go i dlatego chcę wiedzieć, jak się nazywał.Uważam, że mam do tegoprawo.Grens się zawahał.Spojrzał na Svena, potem na Sternera. Piet Hoffmann.Sterner nic po sobie nie pokazał, więc nie wiadomo było, czy to nazwisko cokolwiekmu mówi. Hoffmann.A jakieś dane osobowe? Mam. W takim razie przejdzmy do budynku administracji.Chodzcie ze mną.Chciałbymsprawdzić pewną rzecz.Grens i Sven ruszyli za Stemerem w stronę budynku, który nie był ani trochę mniejszyod innych.Mieściły się w nim pokoje szefa pułku, personelu sztabowego i przytulna kantynaoficerska.Weszli na drugie piętro, Sterner zapukał w futrynę otwartych drzwi.Przedkomputerem siedział jakiś starszy mężczyzna, który skinął im przyjaznie głową. Podajcie mi jego numer osobowy.Sven zdążył już wyjąć z kieszeni swój notatnik.Przerzucił kilka stron i znalazł. Siedemdziesiąt dwa, dziesięć, osiemnaście, zero, zero, dziesięć.Starszy mężczyzna wystukał numer na klawiaturze, odczekał kilka sekund i potrząsnąłgłową. Urodzony na początku lat siedemdziesiątych? W takim razie tu go nie będzie.Przechowujemy dane do dziesięciu lat wstecz.Jeśli dokument jest starszy, trafia doArchiwum Wojskowego.Uśmiechnął się i zrobił zadowoloną minę. Ale.ja zawsze robię kopie, zanim je tam wyślemy.Mamy tu własne archiwumnaszego pułku.Dane każdego młodego mężczyzny, który w ciągu ostatnich trzydziestu latodbywał służbę wojskową, są w którymś z segregatorów w sąsiednim pokoju.Ciasne pomieszczenie zastawione było od podłogi aż po sufit regałami pełnymisegregatorów.Mężczyzna klęknął i wyjął jeden z nich. Urodzeni w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym drugim roku.Jeśli to jego dataurodzenia, sprawdzimy roczniki dziewięćdziesiąt jeden, dziewięćdziesiąt dwa,dziewięćdziesiąt trzy, a może nawet dziewięćdziesiąt cztery.Mówiłeś: kompania gwardyjska?Strzelcy wyborowi? Tak.Mężczyzna przerzucił kolejne strony i odstawił segregator na miejsce, z którego gowyjął.Następnie wysunął inny, stojący obok. W dziewięćdziesiątym pierwszym go nie ma.Sprawdzimy rocznik dziewięćdziesiątydrugi.Doszedł mniej więcej do połowy i nagle się zatrzymał. Hoffmann? Piet Hoffmann. No to go mamy.Grens i Sven pochylili się, żeby spojrzeć z bliska na dokumenty, które archiwistatrzymał w ręce.Zawierały one pełne imię i nazwisko Hoffmanna, jego numer osobowy, anastępnie długi rząd cyfr i liter, coś w rodzaju kodu. Co to oznacza? To znaczy, że ktoś, kto nazywa się Piet Hoffmann i ma podany przez was numerosobowy, odbył służbę wojskową w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym trzecim roku.Przeszedł szkolenie trwające jedenaście miesięcy.Szkolono go na strzelca wyborowego.Grens jeszcze raz dokładnie obejrzał dokument.Tak, to Hoffmann.Mężczyzna, któryprzed szesnastoma godzinami zginął na ich oczach. Szczegółowe szkolenie w zakresie broni i strzelania w pozycji siedzącej, z kolana, nastojąco, na długi i na krótki dystans.Chyba rozumiecie?Sterner otworzył segregator, wyjął z niego kartkę i skopiował w ogromnej kopiarce,która była prawie tak duża, jak cały pokój. Miałem wtedy dziwne uczucie.jakby Hoffmann dokładnie wiedział, gdzie sięznajduję, co robię.Jeśli przeszedł szkolenie w tej jednostce, miał odpowiednią wiedzę i dziękitemu domyślił się, że wieża kościelna to jedyne miejsce, z którego będziemy mogli godosięgnąć.Wiedział też, że tylko stamtąd będziemy go mogli zabić.Sterner trzymał w ręce kserokopię.Po chwili oddał ją Grensowi. Bardzo starannie wybrał to miejsce.Nie przez przypadek zabarykadował się wwarsztatach z tym oknem.Chciał nas sprowokować, abyśmy oddali strzał.Wiedział, żedobrze wyszkolony strzelec wyborowy trafi go, jeśli będzie musiał.Sterner potrząsnął głową. Hoffmann chciał umrzeć.* * *Korytarz oddziału intensywnej terapii szpitala w Danderyd miał żółte ściany ijasnożółtą podłogę.Pielęgniarki uprzejmie się uśmiechały, więc Grens i Sven odwzajemnialiich uśmiechy.Był to jeden ze spokojniejszych poranków.Obaj bywali tu służbowo wcześniej,nierzadko wieczorem i w weekendy.Wtedy na korytarzu pełno było cierpiących ludzi, którzyleżeli na wózkach przy ostrym świetle.Dziś było tu pusto, jak zwykle, gdy alkohol, meczepiłkarskie i zaśnieżone drogi są tylko złym wspomnieniem.Przyjechali bezpośrednio z Kungs�ngen, przez Norrviken i Edsberg, do Danderyd,przez kameralne, zadbane przedmieścia, willowe osiedla.Na ich widok Sven musiałzadzwonić do domu, do Anity i Jonasa.Właśnie zjedli śniadanie i zaraz pójdą do szkoły.Takbardzo za nimi tęskni.Lekarz był młodym, wysokim, chudym, prawie kościstym mężczyzną.Miał ostrożnespojrzenie.Przywitał się z nimi i wprowadził ich do mrocznej sali z zaciągniętymi firanami. Doznał silnego wstrząsu mózgu.Dlatego proszę, aby panowie nie zapalali światła.W pokoju stało tylko jedno łóżko.Leżał w nim mężczyzna w wieku sześćdziesięciukilku lat.Miał siwe włosy, zmęczone oczy, zadrapania na obu policzkach i ranę na czole,która wyglądała na głęboką.Prawa ręka wisiała mu na temblaku.Aóżko stało pod ścianą. Nazywam się Johan Ferm.Widzieliśmy się wczoraj, kiedy przyjmowałem pana naoddział.Jest tu ze mną dwóch policjantów, którzy chcieliby zadać panu kilka pytań.Po wybuchu strażak ubrany w maskę przeciwgazową długo go szukał w spalonymwarsztacie, aż w końcu usłyszał słabe dzwięki dochodzące spod zgliszcz.Leżał tam nagi,posiniaczony strażnik więzienny ze złamanym obojczykiem.Człowiek, który nadal oddychał. Potem będę musiał panów poprosić o wyjście.Siwowłosy mężczyzna uniósł się na wpół w pościeli, skrzywił się nagle z bólu izwymiotował do wiadra stojącego obok łóżka. Nie wolno mu się ruszać.Ma silny wstrząs mózgu.Zaczynam odliczać pięć minut.Grens odwrócił się w stronę młodego lekarza. Wolelibyśmy zostać sami. Muszę tu zostać.Ze względu na pacjenta.Grens stanął przy oknie, podczas gdy Sven przysunął stołek do łóżka.Usiadł w takisposób, żeby jego twarz znalazła się prawie na tej samej wysokości co twarz rannego. Zna pan Grensa?Jacobson skinął głową.Wiedział, kim jest Ewert Grens, spotkali się wiele razy, bokomisarz regularnie odwiedzał miejsce, gdzie Jacobson przepracował całe swoje życie. To nie jest przesłuchanie.Zorganizujemy je pózniej, kiedy poczuje się pan lepiej igdy będziemy mieć więcej czasu.Ale już teraz potrzebujemy kilku informacji. Słucham? To nie jest przes
[ Pobierz całość w formacie PDF ]