[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po dziesięciu minutach poszukiwań Eve znalazła wreszcie wolne miejsce do parkowaniapomiędzy ekskluzywnymi europejskimi i amerykańskimi autami.Nad jej głową krążyłytrzy prywatne transportowce, szukając dogodnego miejsca do lądowania.Najwyrazniej transport publiczny nie cieszył się tu zbytnią popularnością, a ziemia byłazbyt droga, by marnować ją na garaże.Mimo wszystko Nowy Jork pozostawał Nowym Jorkiem, dlatego też Eve staranniezamknęła drzwiczki swojego służbowego wozu.Niespiesznym krokiem ruszyła w góręchodnika, przyglądając się jednocześnie skomplikowanym ewolucjom, które jakiśnastolatek wykręcał na swojej desce powietrznej.Po chwili zakończył je efektowną pętlą iwylądował kilka metrów przed Eve.Nie chciała go rozczarować, uśmiechnęła się więc zaprobatą.- Niezle - pokiwała głową.- Się wie - zgodził się nastolatek bez fałszywej skromności.Jego głos balansowałniebezpiecznie pomiędzy dziecinnym sopranem i męskim basem.- Jezdzisz?- Nie.Zbyt ryzykowne jak dla mnie.- Kiedy ruszyła w dalszą drogę, chłopak okrążył jązręcznie, by znów znalezć się przed nią.- Mógłbym ci pokazać parę prostych ślizgów.- Będę o tym pamiętać.Wiesz, kto tu mieszka pod dwudziestką jedynką?- Pod dwudziestką jedynką? Jasne, pan Angelini.Ale ty nie jesteś jego panienką.Eve zatrzymała się.- Nie?- Daj spokój.- Chłopak wyszczerzył w uśmiechu rząd białych zębów.- On woli takiebardziej dystyngowane.I starsze.-Błyskawicznie wykonał efektowny, niemal pionowyślizg i znów stanął przed nią.- Nie wyglądasz też na gosposię.Zresztą on używa do tegoandroidów.- Ma dużo panienek?- Widziałem tu tylko kilka.Zawsze przyjeżdżają prywatnym samochodem.Niektórezostają do rana, ale zwykle wychodzą wcześniej.- A skąd ty o tym wiesz?Chłopak znów się uśmiechnął, wcale nie zmieszany.- Mieszkam tu zaraz, naprzeciwko - wskazał na dom po drugiej stronie ulicy.- Lubięwiedzieć, co się tu dzieje.- Dobra, w takim razie może powiesz mi, czy ktoś przyjechał do niego wczoraj w nocy?Chłopak obrócił się w miejscu, zaskoczony.149- A niby czemu?- Bo jestem gliną.Chłopak spojrzał na jej odznakę szeroko otwartymi oczyma.- Niezle.Hej, myślisz, że to on dziabnął swoją starą? Wiesz, muszę być na bieżąco, wszkole pytają czasem o takie rzeczy.- To nie jest quiz.To co, widziałeś wczoraj w nocy coś ciekawego? A w ogóle, to jak cina imię?- Barry.Siedziałem wczoraj w domu, trochę oglądałem telewizję, słuchałem muzyczki.Miałem się niby uczyć do tego cholernego testu z programowania.- A dlaczego nie jesteś dzisiaj w szkole?- Hej, chyba nie wyłapujesz wagarowiczów, co? - Tym razem jego uśmiech nie był jużtaki szeroki.- Jeszcze za wcześnie na szkołę.Poza tym mam trzy dni wolnego, zajęcia wdomu.- Dobra.Więc wczoraj w nocy.?- Widziałem, jak pan Angelini gdzieś wychodził.Koło ósmej, zdaje się.Potem, gdzieś opółnocy, przyjechał ten drugi koleś, tą swoją zajebistą furą.Nie wysiadał przez dłuższąchwilę, jakby się nie mógł zdecydować.- Barry przerwał na moment opowiadanie, bypopisać się kolejną skomplikowaną figurą.- Potem wszedł do środka.Zdaje się, że byłtrochę ścięty, bo tak dziwnie chodził.Wszedł od razu, więc pewnie znał kod.Niewidziałem, kiedy wrócił pan Angelini.Pewnie już przysnąłem.- Rozumiem.Nie wiesz, czy dziś rano ktoś stąd wychodził?- Nie, ale wózek tego gościa dalej tu stoi.- Dobra.Dzięki.- Hej.- Barry jeszcze przez moment jechał obok niej.- Jak to jest być gliną?- Czasami dobrze, czasami zle.- Eve wspięła się na schody przed wejściem do domuAngeliniego i pokazała odznakę do kamery.- Przykro mi, poruczniku, ale nikogo nie w domu - odpowiedział jej głos komputera.-Może pani zostawić wiadomość.Zostanie przekazana przy najbliższej okazji.Patrząc prosto w kamerę, Eve powiedziała:- Jeśli nikogo nie ma w domu, zejdę do mojego samochodu i wrócę tu z nakazem rewizji.To zajmie jakieś dziesięć minut
[ Pobierz całość w formacie PDF ]