[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Porcelana jaśniała olśniewającą bielą.Wzdłużdrugiej ściany ciągnęły się umywalnie, a przy trzeciej umieszczone były cztery kabiny z natryskami.- O! - pokazywała Ruthie.- To są ustępy.Widziałam takie na obrazku.Dzieci zbliżały się do jednego z ustępów.Ruthie w przystępie brawury podniosła spódniczkę izasiadła na sedesie.- Mówiłam ci, że już tu byłam - triumfowała.Jakby na potwierdzenie prawdziwości tych słów z muszli dobiegł plusk.Winfield był zmieszany.Niechcący pociągnął za błyszczącą rączkę i nagle rozległ się szum wody. Ruthie dała susa w powietrze i wyskoczyła z ustępu.Oboje stanęli pośrodku sali wpatrując się w ustęp, z którego wciąż dochodziłszum.- Tyś to zrobił - gromiła Ruthie brata.- Zepsułeś tam coś.Widziałam na własne oczy.- Wcale nie.Jak Boga kocham, że nie! - Widziałam na własne oczy.Za głupi jesteś, żeby dotykaćtakich ładnych rzeczy.Winfield spuścił głowę.Podniósł wzrok na Ruthie; oczy jego szkliły się łzami.Broda mu się trzęsła.Ruthie natychmiast poczuła skruchę.- Nie martw się! - pocieszała go.- Nie naskarżę na ciebie.Powiemy, że to już było popsute.Powiemy,żeśmy tu w ogóle nie zaglądali.I wyprowadziła go z budynku.Słońce wynurzyło się już zza gór oświetlając dachy z falistej blachy na pięciu barakach sanitarnych,szare namioty i wymiecione uliczki między namiotami.Obóz zaczynał się budzić.W piecykachobozowych, skleconych z baniek po nafcie lub z kawałków blachy, rozpalano ogień.W powietrzuunosił się zapach dymu.Odsłonięto wejścia do namiotów, po uliczkach snuli się ludzie.Przednamiotem Joadów stała matka i rozglądała się wokoło.Spostrzegła dzieci i wyszła im na przeciw.- Niepokoiłam się już o was.Nie wiedziałam, gdzie się podziewacie.- Myśmy tylko sobie wszystko oglądali - odpowiedziała Ruthie.- No, a gdzie Tom? Nie widzieliście go czasem?Ruthie zrobiła ważną minę.- Tak, proszę mamy.Tom mnie obudził i powiedział, co mam mamie powtórzyć.Urwała, aby podkreślić doniosłość swej misji.- I cóż to takiego? - dopytywała się matka.- Kazał mi powiedzieć, że.Znów urwała i zerknęła na Winfielda, sprawdzając, czy docenia ważność jej osoby.Matka podniosła rękę odwracając ją grzbietem dłoni w kierunku Ruthie.- Więc co takiego?- Dostał robotę - wyrzuciła Ruthie z pośpiechem.- Poszedł do pracy. Spoglądała z zalęknieniem na wzniesioną rękę matki.Dłoń opadła, potem wyciągnęła się kudziewczynce.Joadowa objęła ramionami Ruthie w krótkim, konwulsyjnym uścisku.Dziewczynka patrzyła z zakłopotaniem w ziemię.Zmieniła temat rozmowy.- Tam są ustępy - oznajmiła.- Takie białe.- Byliście w środku? - zainteresowała się matka.- Byliśmy.I ja, i Winfield - przyznała się Ruthie i dodała zdradziecko: -Winfield popsuł ustęp.Winfield zaczerwienił się rzucając siostrze spojrzenie pełne pogardy.- A ona nasiusiała do środka - zemścił się złośliwie.Matka zaniepokoiła się.- Cóżeście tam nabroili? Pokażcie mi zaraz.- Wciągnęła dzieci do baraku.- No, coście tu zrobili?Ruthie pokazała palcem.- Tu tak syczało i szumiało.Teraz ucichło.- Pokażcie mi, coście zrobili - nalegała matka.Winfield zbliżył się niechętnie.- Wcale mocno nie szarpnąłem - tłumaczył się.- Wziąłem tylko do ręki, o tak, i.Rozległ się znowu szum wody.Chłopczyk odskoczył.Matka przechyliła głowę w tył i parsknęłaśmiechem.Dzieci patrzyły na nią obrażone.- To właśnie tak się spuszcza wodę - wyjaśniła.- Już się z tym spotkałam.Jak skończysz, to trzebapociągnąć.Dzieci były zawstydzone i przytłoczone własną ignorancją.Opuściły barak i ruszyły uliczką, byprzyjrzeć się jakiejś licznej rodzinie jedzącej śniadanie.Matka odprowadziła je wzrokiem, potemrozejrzała się po sali.Podeszła do kabiny z natryskami i zajrzała do środka.Zbliżyła się do umywalnii przesunęła palcem po białej porcelanie.Odkręciła ostrożnie kran i potrzymała palec podstrumieniem wody, cofając gwałtownie rękę, gdy woda stała się gorąca.Przez chwilę przyglądała sięmuszli, po czym zatkała otwór i napełniła umywalkę z obu kranów, biorąc po trochu gorącej i zimnejwody.Umyła w ciepłej wodzie ręce i twarz.Przeczesywała wilgotnymi palcami włosy, gdy nabetonowej podłodze za jej plecami rozległy się kroki.Odwróciwszy się ujrzała starszego mężczyznę, który stał i patrzył na nią z prawdziwym zgorszeniem.- A pani skąd tu się wzięła? - zapytał ostro. Matka przełknęła ślinę czując, że woda kapie jej z brody i wsiąka w suknię.- Nie wiedziałam, że tu nie wolno wchodzić - usprawiedliwiała się.- Myślałam, że wszyscy mogąkorzystać.Nieznajomy zmarszczył brwi.- Tylko mężczyzni - oznajmił surowo.Podszedł do drzwi i wskazał napis "Dla mężczyzn".- Widzi pani? Tu jest napisane.Nie widziała pani tego?- Nie - przyznała się zawstydzona - wcale tego nie zauważyłam.A nie ma tu takiego miejsca, gdzie jabym się mogła umyć?Mężczyzna złagodniał.- Czy pani dopiero co przyjechała? - spytał uprzejmiejszym już tonem.- Przyjechaliśmy o północy.- To nie rozmawiała pani jeszcze z komitetem?- Z jakim komitetem?- Jak to, z komitetem kobiecym.- Nie, proszę pana.Oświadczył z dumą:- Komitet odwiedzi panią lada chwila i załatwi wszystko.Nowoprzybyłych bierzemy od razu podopiekę.A teraz, jeśli pani chce się dostać do toalety damskiej, to proszę zajść z drugiej stronybudynku.Tamta strona jest dla kobiet.Matka zapytała niespokojnie:- Chce pan powiedzieć, że komitet kobiecy przyjdzie do mnie do namiotu?Skinął głową.- I to myślę, że niebawem.- Dziękuję panu.Wyszła śpiesznie i niemal biegnąc podążyła do namiotu.- Ojciec! - zawołała.- John, wstawać! I ty, Al! Wstawajcie i idzcie się myć! Spojrzały na nią wystraszone, zaspane oczy.- Wstawać wszyscy! - krzyczała matka.- Wstawajcie i umyjcie sobie twarz! I uczeszcie się!Stryj John był blady i wyglądał na chorego.Na brodzie jego widniał czerwony siniak.- Co się stało? - spytał ojciec.- Komitet! - wykrzykiwała matka.- Za chwilę ma tu przyjść.komitet kobiecy.Wstawajcie i idzcie się umyć.My tu śpimy i chrapiemy, a Tom tymczasem dostałrobotę i już poszedł.Wstawać zaraz!Wysuwali się ospale z namiotu.Stryj John chwiał się na nogach i twarz miałzbolałą.- Idzcie do tego budynku i umyjcie się - rozkazywała matka.- Potem zjemy śniadanie, bo musimy byćgotowi na przyjęcie komitetu.Skierowała się do małego stosu połupanych drewek, który znajdował się na terenie obozu.Roznieciłaogień i rozstawiła nad nim żelazne podstawki pod garnki. Prażucha z mąki kukurydzianej - mówiła do siebie.- Prażucha i sos.To będzie najprędzej.Musi byćgotowe raz, dwa." Krzątając się rozmawiała sama ze sobą, a Ruthie i Winfield stali obok iprzypatrywali się z zaciekawieniem.Nad całym obozem unosił się dym z rozpalonych ognisk, ze wszystkich stron dochodził gwar rozmów.Z namiotu wygramoliła się Rosasharn - rozczochrana, z zaspanymi oczyma.Matka odwróciła głowę znad garnka z mąką, którą odmierzała garściami.Obrzuciwszy wzrokiem wymiętą, brudną suknię córki i jej zmierzwione, nie uczesane włosyprzynagliła ją ostro:- Musisz się ogarnąć! Idz tam i umyj się.Masz czystą sukienkę, sama ci uprałam.Uczesz się.Przemyjsobie oczy.Była wyraznie podniecona.Rosasharn oznajmiła ponuro:- yle się czuję.Chciałabym, żeby Connie już wrócił.Nie chce mi się nic robić bez niego.Matka odwróciła się ku córce.%7łółta mąka kukurydziana przywarła jej do dłoni i do przegubów rąk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl