[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt się nigdy nie dowiedział, ktorozciął napastnikowi brzuch tak brutalnie, że wymagałtrzydziestu szwów.Jock dostał się pod ochronę gangu skinheadów.Dzięki temu był bezpieczny przynajmniej przed ataka-mi gangów czarnych i Latynosów.Musiał tylko trzymaćjęzyk za zębami i zrobić sobie parę długopisowych tatu-aży, które informowały, że lepiej go się nie czepiać beznaprawdę poważnego powodu.Nie znaczy to, że czas spędzony za kratkami nie byłdla niego piekłem.Był.Musiał być dla takiego faceta jak334Jock.Ale Sanderson szybko się uczył i potrafił się do-stosować.Musiał się uśmiechać, ciągnąc swój kubeł z mopemprzez widownię Uptown.Dobrze uważał, żeby woda ześrodkiem czyszczącym nie wylała się na wykładzinę.Trzeba siedzieć cicho, nie wychylać się, nie ujawniaćswoich atutów - tego nauczył się w więzieniu.I przyda-ło mu się to też na wolności.Pozwalało na załatwienieróżnych spraw.Takich jak z Judith Blaney.Wylał zawartość kubła do zlewu na zapleczu sceny,a potem zaciągnął swój sprzęt do holu.Szykował się dowyjścia.Dochodziła szósta rano i na zewnątrz było jużjasno i ciepło.Potem pomógł zapakować sprzęt do samochoduSweep 'Em Up, pożegnał się z resztą ekipy sprzątającej iruszył niespiesznym krokiem w kierunku stacji metra.Miał przejechać przez Manhattan do domu.Było ciepło,bo o tej porze roku betonowe kaniony nie mogą całkiemwystygnąć podczas parnych nocy.W metrze nie pach-niał może po pracy zbyt dobrze, ale potrafił unikać nie-przyjaznych spojrzeń, trzymając się na dystans od in-nych pasażerów.W podziemnej stacji panował chłód.Peron był jużzatłoczony.Czekali na pociąg ludzie pracy, tacy jakJock, zmęczeni po nocnej harówce.Ujrzał też paru pi-jaczków, śmierdzących jeszcze gorzej niż on sam.Ale widać też było sporo ludzi ubranych jak do biura;335niektórzy z teczkami, inni ze zwiniętymi gazetami.Za-czynali wcześnie.Chcieli się utrzymać w pracy, gdygospodarka kulała.Wszyscy się ożywili, gdy przez peron przetoczyła sięfala powietrza.Zbliżał się pociąg, popychając przedsobą powietrze w wąskim ciemnym tunelu.Gdzieś woddali zamigotały światła, a tłum przesunął się ku kra-wędzi peronu, chcąc przypuścić szturm do wagonów,gdy tylko otworzą się drzwi.Jock nagle zorientował się, że jakiś człowiek, stojącytuż obok, trąca go łokciem.Odwrócił się, by obrzucićnatręta gniewnym spojrzeniem - i zobaczył, że stoi twa-rzą w twarz z Rzeznikiem.Jock wziął głęboki oddech.- Co, do cholery.Rzeznik uśmiechnął się ponuro i wręczył mu małetekturowe pudełko, przypominające etui do taniej biżu-terii.- Pomyślałem, że powinieneś to mieć - wytłuma-czył Rzeznik - jako przypomnienie, że najlepiej będzie,jeśli nasz sekret zachowamy wyłącznie dla siebie.Odwrócił się na pięcie i odszedł, znikając w ciżbieludzkiej.Jock wiedział, że zaraz będzie musiał zawalczyć omiejsce w wagonie.Pociąg już hamował.Podniósłwieczko pudełka i z początku nie wiedział, na co wła-ściwie patrzy.Coś w rodzaju ślimaka.tylko dziwniedużego.Dotknął tego czegoś palcem wskazującym.Było336zimne i miękkie.Czy to jakiś owoc morza? Dzięki Bo-gu, że już martwy.Potem rozpoznał kontur i kolor tego czegoś - i nagledotarło do niego, że to ludzki język.Język Judith Blaney!Nic innego!Przekaz był pośredni, ale jasny: To się stanie lu-dziom, którzy będą zeznawać przeciw Rzeznikowi; tym,którzy nie potrafią dochować tajemnicy.Jock gwałtownie zamknął wieczko i przełknął moc-no ślinę, by utrzymać w żołądku pączki zjedzone ostat-niej nocy.Trochę pomogło.Musiał zacisnąć wargi izęby, aby zdusić falę żółci, wzbierającą w przełyku.Opadł na twarde plastikowe siedzenie, zaprojekto-wane jakby z myślą o tyłkach kosmitów.Pociąg dudniłw ciemnościach, a Jock trzymał pudełeczko na kola-nach, w obu dłoniach, przez całą drogę do swojej stacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]