[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inne było tylko ukształtowanieterenu i roślinność.Ogólnie dominowało wra\enie pustki i odizolowania.Z drogi 28 zjechali na szosę Vint Hill, kierując się na drogę 29, a stamtąd do Warrenton.Potem było tyle zakrętów i numerów dróg, \e Jake stracił rachubę.W tym stanie nikt niezadawał sobie trudu nadawania nazwy drodze.Przylepiano tylko numer na słupie i powszystkim.Wkrótce lasy zaczęły ustępować polom i wzgórzom, a kamienne murki wyparły drutywzdłu\ dróg.Multimilionowe rezydencje zostały zastąpione skromniejszymi domamifarmerów i ledwo nadającymi się do zamieszkania chałupami.- Jak daleko jeszcze? - zapytał Jake.Chciał powiedzieć cokolwiek, aby rozładowaćnapięcie.- Z pięć kilometrów.- A teraz podpisz to - rozkazał Wiggins.Znajdowali się w sypialni na górze przymaleńkim antycznym biurku.- Nikt w to nie uwierzy - łkała Melissa.Azy spadały cię\ko na fiołkowo-ró\owy papier,zamazując tekst jej samobójczego listu.Mę\czyzna uśmiechnął się.- Zdziwiłabyś się, w co ludzie wierzą.A teraz pospiesz się i podpisz.Zostało ci niewieleczasu.Minęła trzecia.Nic się w tym liście nie zgadzało! To nieprawda, \e nienawidziła siebie, \e czuła siębeznadziejnie samotna.Kochała swoje dzieci, a one odwzajemniały jej miłość.Nawet tenkawałek o Nicku te\ zupełnie odbiegał od prawdy.Nie był najlepszym mę\em pod słońcem, alemogła trafić o wiele gorzej.Ta cała sprawa w ogóle nie miała sensu.Je\eli podpisze ten list - podyktowany przez tego szaleńca - co dzieci pomyślą sobie oniej, kiedy dorosną? Przez resztę \ycia będą nienawidzić swojej matki za to, \e je porzuciła;albo za to, \e wypełniła ich umysły scenami znalezienia jej zwłok.- Nie zrobię tego - oświadczyła.Oczy Wigginsa rozbłysły - wściekłością, którą natychmiast zastąpił zawodowy spokój.Spojrzał jej w oczy, sięgając niemal do samego mózgu.- Doskonale - powiedział.- Nie podpisuj.Nie chcę, \ebyś cokolwiek podpisywała.-Wyszarpnął kartkę spod jej ręki, zmiął i wsunął sobie do kieszeni.Kiedy wyjął ponownie dłoń, trzymał w niej składany nó\.Otworzył go jednym ruchem, ukazując idealnie ostre,ośmiocentymetrowe ostrze.- Tylko nie mów, \e cię nie ostrzegałem.Skrzywiła się w oczekiwaniu bólu, ale zalała ją fala paniki, kiedy zobaczyła, \e wyszedłz sypialni na schody.- Dokąd idziesz?Nie zwolnił ani nie odezwał się słowem.- O Bo\e! - wrzasnęła.- Lauren! - Zerwała się z krzesła i pobiegła za mordercą.Dopadłago na szczycie schodów i próbowała zatrzymać.Opędził się od niej jak od natrętnej muchy.Upadła na podłogę i uwiesiła się jego nogi, ale wyswobodził się kopniakiem.- Błagam! - krzyczała wniebogłosy.- Błagam! Zrobię to! Proszę, nie krzywdz jej!- Mówiłem ci, Melissa - odezwał się spokojnie Wiggins, stąpając po wyło\onychdywanikiem schodach.- Mówiłem ci, \e to się stanie, ale ty mi nie wierzyłaś.- Obcasyzastukały głucho, kiedy szedł po parkiecie w foyer.- Będę musiał zastosować coś naprawdętwórczego w przypadku chłopców.- Nie! - krzyknęła przerazliwie.- Zrobię to! - Rzuciła się w dół po schodach, zaledwiemuskając je w pędzie.- Tylko dotknij mojego dziecka, ty skurwysynu, a zabiję cię!Dzieliło ją od Wigginsa zaledwie półtora metra, kiedy zatrzymał się raptownie iodwrócił na pięcie, wyrzucając rękę w powietrze jak policjant kierujący ruchem naskrzy\owaniu.Stanęła jak wryta, o mało się nie przewracając.Przysunął ostrze no\a zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy.- Czy prosisz mnie o jeszcze jedną szansę? Potrząsnęła głową jak szalona.- Tak.- A zatem poproś - zni\ył głos do szeptu.- Proszę cię - odszepnęła.- Proszę cię o jeszcze jedną szansę.Uśmiechnął się.- Poproś mnie, abym pozwolił ci się zabić.- Proszę - jęknęła.Zakrztusiła się od płaczu.Opadła na kolana.- Proszę.- Wymów te słowa - nalegał - albo pokroję twoją córunię tam na sofie.Spróbowała razjeszcze.Naprawdę chciała, ale słowa nie wychodziły jej z ust.- Proszę.- Wymów te słowa! - jego głos zatrząsł szybami w szafce.Wreszcie je wyskrzeczała.- Proszę.Pozwól.mi.się zabić.Wiggins stał nad nią, rozkoszując się zwycięstwem.W końcu nachylił się i jednympalcem podniósł jej brodę tak, \eby ich spojrzenia się spotkały.- Zazwyczaj nie daję jeszcze jednej szansy - wyszeptał. - To tutaj! - wrzasnął Nick.- Ta biała skrzynka po prawej stronie.To mój podjazd!Thorne wrzucił migacz i zwolnił, aby skręcić.Bardzo poprawnie.Bardzo wolno.- Do cholery jasnej, Thorne! Ruszaj się!- Zamknij się! - warknął olbrzym.- Je\eli nasz obiekt ju\ tam jest, to nie mamnajmniejszego zamiaru szar\ować prosto w pułapkę! I tak nie zrobi to ró\nicy.Jake dostrzegł, \e te słowa ugodziły Nicka w samo serce.-.a jeśli go jeszcze nie ma, to nie mamy się czym martwić.- Thorne minął skrzynkę nalisty i zaczął wolniutko jechać długim podjazdem, lustrując otoczenie w poszukiwaniuewentualnego zagro\enia.- Czyja to furgonetka? - zapytał Jake, wskazując na koniec alejki.Napis na bokusamochodu głosił: "Mike.Usługi hydrauliczne".- O, cholera - jęknął Nick.- Zatrzymaj się, Thorne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl