[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może postawimy ci coś do picia?Crowley uśmiechnął się.- Napiję się tylko kawy - oświadczył, ale żołnierz gwałtownie pokręcił głową.- Kawa to nie napitek dla tak czcigodnego gościa.W końcu jesteś.królewskimzwiadowcą.- Zdołał wypowiedzieć te słowa tak, że zabrzmiały niczym obelga.- Nalegam,żebyśmy mogli poczęstować cię kieliszkiem wina.Albo winiaku.Albo innego napitku,godnego tak szacownej osoby.Jeden z jego towarzyszy parsknął i zaniósł się pijackim śmiechem po żarcie kolegi.Crowley skrył uśmiech.Pomyślał, że nic nie zyska, wywołując scenę.Lepiej znieść sarkazm,napić się i wyjść.- No to może kufel piwa - powiedział.%7łołnierz z aprobatą pokiwał głową.- To znacznie lepszy wybór! - pochwalił.Kciukiem wskazał baryłkę piwa, stojącą nakontuarze.Zapewne napełniono ją z większej beczki w piwnicy.- Też je pijemy.Ale niestety,ta beczułka jest pusta!Twarz pociemniała mu z gniewu przy ostatnim słowie i zrzucił baryłkę na podłogę.Potoczyła się pod stół.Ten gwałtowny ruch był niespodziewany i dziewczyna za szynkwasemskuliła się, wydając cichy okrzyk strachu.Instynktownie przybliżyła się do pracodawcy,jakby szukała wsparcia.%7łołnierz nie zwrócił na nią uwagi.Wzrok miał utkwiony wCrowleyu, chociaż mówił do gospodarza.- Piwo się skończyło, oberżysto.A mój przyjaciel, królewski zwiadowca, chciałby sięnapić.- Nieważne - wtrącił Crowley.- Wezmę kawę.- Nie.Wezmiesz piwo.Oberżysto?Drobny mężczyzna za kontuarem sięgnął nerwowo po duży pęk żelaznych kluczy,wiszący za nim na kołku.- Przyniosę z piwnicy drugą beczkę - powiedział.Lecz żołnierz, nie odrywając oczu od Crowleya, podniósł rękę, by go zatrzymać.- Zostań.Dziewczyna może przynieść.Gospodarz nerwowo pokiwał głową.- Dobrze.- Podał jej klucze.- Przynieś drugą beczkę, Glyniss - powiedział.Patrzyłana niego przez chwilę, nie chcąc wychodzić zza mizernej osłony kontuaru.Skinął jej głową.- Idz.Rób, co mówię - polecił szorstko.- Będzie ci potrzebny młotek.Posłusznie wzięła ciężki, drewniany młotek, służący do odszpuntowywania dużychbeczek.Z ociąganiem wyszła zza szynkwasu i minęła dwóch żołnierzy przy stole.Ten naławie roześmiał się i udał, że się na nią rzuca.Odskoczyła z okrzykiem przestrachu.Potemchciała pospiesznie przejść obok żołnierza, który do tej pory mówił.Gdy go mijała, jednymszybkim ruchem zabrał jej klucze.Zawahała się, a potem wyciągnęła po nie dłoń.- Proszę? - powiedziała.Ale on parsknął śmiechem i trzymał pęk w wyprostowanejręce, poza jej zasięgiem.- Co? Chcesz? - spytał, a ona przytaknęła, ze strachu przygryzając wargę.Uśmiechnąłsię i zamachał jej kluczami przed twarzą.- To sobie wez.Gdy wyciągnęła rękę, rzucił je szybko nad jej głową, do żołnierza siedzącego naławie.Ten złapał klucze, zarechotał i wstał, kołysząc się lekko, gdy dziewczyna ruszyła wjego stronę.- Proszę.Potrzebuję tych kluczy.- Oczywiście.- Uśmiechnął się i cisnął je z powrotem do żołnierza przed Crowleyem.Gdy się odwróciła z udręczonym wyrazem twarzy, żołnierz pchnął ją swoim butem, ażzatoczyła się naprzód i wpadła na jego potężnego kompana.- Oho! Myślisz, że możesz się na mnie rzucić i wydobyć je ode mnie, posługując sięswoim urokiem, tak? - Próbował pocałować ją w policzek, ale odsunęła twarz.Znowuparsknął śmiechem.Przez pięć lat szkolenia Crowleya największych kłopotów przysporzyło zapanowanienad jego gwałtownym temperamentem.- To przez te twoje rude włosy - mawiał Pritchard.- Nigdy nie znałem spokojnegorudzielca.Teraz, po wysłuchaniu kpin niezdarnego żołnierza, poczuł w piersiach znajomewrzenie.Złapał rękę mężczyzny i boleśnie ją wykręcił, zmuszając go, by puścił dziewczynę,która szybko ukryła się za plecami zwiadowcy.Twarz żołnierza zapłonęła gniewem.- Ach ty gnojku! Złamię cię na pół!Zamachnął się z impetem na Crowleya, który z łatwością uchylił się przed ciosem.Pózniej, wkładając w to całą siłę, zwiadowca uderzył krótko, lecz mocno w miękki brzuchmężczyzny.Rozległ się bolesny świst uciekającego oddechu i żołnierz zgiął się w pół.Wyciągnąłręce, by złapać zwiadowcę, próbując utrzymać się w ten sposób na nogach, ale Crowleyodskoczył.Niestety, zapomniał, że ma za sobą jeden z ciężkich drewnianych filarów,podtrzymujących strop.Cofając się, wpadł na niego i na kilka sekund stracił koncentrację.Zanim zdołał się pozbierać, dwaj pozostali żołnierze byli już przy nim.Jeden przyparłzwiadowcę do filaru, przytykając mu do gardła ciężki sztylet.Drugi ściągnął mu z ramieniałuk i cisnął go przez pomieszczenie.Broń odbiła się od jednego ze stołów i upadła napodłogę.Uderzony wojak dzwignął się na nogi, wciąż trzymając się za brzuch i sapiąc z bólu.- Ty mały szczurze! - warknął.Potem skinął głową temu, który odrzucił łuk Crowleya.- Związać mu ręce!Crowley, wciąż z ostrzem sztyletu przy gardle, nie mógł stawić oporu, bo ręce miałodciągnięte w tył, a dłonie związane za szorstkim, drewnianym filarem.Stał bez ruchu, amocno zbudowany żołnierz podszedł bliżej i wyjął sztylet z ręki towarzysza.Dotknął ostrzemnosa jeńca.- Co teraz z tobą zrobimy, królewski zwiadowco? - spytał.- Chyba możemy ci poprostu obciąć nos.Oduczysz się wtykania go w nie swoje sprawy.Dziewczyna znowu krzyknęła ze strachu, słysząc te słowa, a okrutny uśmiech żołdakanieco się poszerzył.- Tak.Chyba tak zrobimy.Co wy na to, chłopcy? Zanim któryś zdążył odpowiedzieć,odezwał się inny głos.- Myślę, że powinniście go wypuścić.ROZDZIAA 2Głos był głęboki i pewny siebie, z charakterystycznym hibernijskim akcentem.Crowley skierował wzrok w stronę mówiącego.Nieznajomy siedzący z tyłu pomieszczeniapodniósł się zza swojego stołu i ruszył ku nim.W rękach trzymał ogromny łuk, podobny dowyrwanego wcześniej Crowleyowi.Na cięciwę nałożona była strzała.Jak dotąd mężczyznanie naciągnął cięciwy, ale dzierżył broń z taką łatwością i wprawą, że najpewniej potrafiłnaciągnąć, wycelować i strzelić w mgnieniu oka.Ostrze cofnęło się od twarzy zwiadowcy i żołnierz odwrócił się do cudzoziemca.Aukbłyskawicznie powędrował w górę i rozległo się ciche skrzypnięcie drewna, gdy strzałacofnęła się na naprężonej cięciwie.%7łołnierz patrzył w oblicze nagłej, ostrej jak brzytwaśmierci.- Nie chcesz mnie zastrzelić - powiedział.Z jego głosu zniknął cały wcześniejszysarkazm i gniew, a w ich miejsce pojawiło się charakterystyczne drżenie.Aucznik zpowątpiewaniem uniósł brew.Pozostali dwaj żołnierze stali przy bokach przywódcy.Trzymali obnażone miecze.Crowley widział, że próbują oszacować swoje szanse na to, żedopadną do mężczyzny i powalą go, zanim zdąży strzelić.- A to dlaczego, możesz mi powiedzieć? - zapytał nieznajomy.W jego głosie kryła sięnutka rozbawienia i drwiny.- Jestem żołnierzem barona Morgaratha na służbie.- Chcesz powiedzieć, że twoja służba polega na upijaniu się i zaczepianiu ludzi pooberżach? - spytał tamten.%7łołnierz zmarszczył czoło, niepewny, jak odpowiedzieć na topytanie.Po krótkiej chwili wahania jednak przemówił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]