[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała mocny makijaż, który jednak się rozmazał, usta czerwone i niewyraźne, a pod oczami ślady tuszu.Pomyślałem, że jest zmęczona, i powiedziałem jej to.Nie odpowiedziała.Drzwi za nią się otworzyły, do przedpokoju wszedł Mike.Nie spodziewałem się tego, a on chyba wyczytał to z mojej twarzy.Uśmiechał się, lecz w jego oczach nie było sympatii.– Adwokat – odezwał się.– Mikael Brenne.Co tu, kurwa, robisz?Stałem w miejscu, deszczówka spływała po mnie, tworząc wokół stóp małą kałużę.Znów się uśmiechnął – jego uśmiech pojawiał się i znikał niczym neon, ale nie docierał do czarnych oczu o małych źrenicach.Jego ruchy były ostre i nagłe.W jednej dłoni trzymał zapalonego papierosa, a za każdym razem, gdy się zaciągał, wyglądało to, jakby zasłaniał ręką twarz.Zastanawiałem się, czy jest na prochach.– No co, nie odpowiadasz? To nic.Miał na sobie jedynie cienkie bawełniane spodnie przepasane sznurkiem.Jego skóra była blada, z wyjątkiem twarzy i dłoni.Był szczupły, ale widziałem jego muskuły – długie zwoje ramion i rąk, zbite, płaskie mięśnie brzucha.Gdy się poruszał, muskuły jakby wierciły się pod skórą.Zbliżył się do mnie, stanął obok Evy.Nie patrzyła na niego.– Pieprzyłeś ją w więzieniu, Brenne, co nie? – Zaśmiał się.– Nie musisz nic mówić, wszyscy tak robią.Znaczy się Eva wszystkich pieprzy, zależy jak na to patrzeć.Tak właśnie jest.Zawsze tak robiła.Gdy ją poznałem, pieprzyła się z serbskimi żołnierzami, kompania za kompanią, i podobało jej się.No nie, moja droga?Nie odpowiedziała.– Zdejmij szlafrok.– Jego głos stał się ostrzejszy, bardziej podniecony.Eva rozwiązała pasek i opuściła odzienie prosto na podłogę.– Nie rób tego – powiedziałem.– Nie musisz.– Nie musi? Musi, bo ja tak mówię.Jest moja i mogę z nią robić, co chcę.Słyszysz, Brenne? Co chcę.Mogę ją oddać, sprzedać, mogę.jeśli chcę, mogę pociąć ją na drobne kawałki, rozumiesz? I tobie nic do tego.Ona jest moja.– W jego głosie brzmiała teraz histeria.Chwycił pierś Evy i mocno ścisnął.– Patrz na nią.Podoba ci się, co? Czy nie po to przyszedłeś? Dla jej cycków? Nie są ładne?Miał bezwzględne palce.Nie potrafiłem odwrócić wzroku.– A może to podoba ci się bardziej? Po to przyszedłeś?Jego dłoń puściła pierś, przesunęła się po brzuchu i chwyciła jej łono, wpiła się w nie mocno i bezosobowo, jakby Eva była lalką.Wspięła się na palce, a twarz jej pobladła.Cicho stęknęła.Ogarnęły mnie lekkie mdłości, gdy rozpoznałem ten dźwięk.Sam sprawiałem, że tak stękała.Czułem się tak, jakby moje mięśnie przestały pracować.– Chcesz ją, Brenne? Może chciałbyś wziąć ją razem ze mną? Chcesz ją przelecieć, gdy będzie mi obciągać? Już to robiła.– Jego uśmiech był teraz tylko grymasem.– Nie.Chyba nie masz na to dość jaj.W końcu jesteś tylko adwokatem, małym, tchórzliwym gryzipiórkiem.Użytecznym idiotą.Eva lubi trochę ostrzej, rozumiesz, potrzeba jej porządnego faceta.Chwycił ją za ramiona i odwrócił.Pośladki oraz górną część ud pokrywał gęsty wzór intensywnie czerwonych pręg.Odzyskałem głos.– Zabiłeś Zygę – mruknąłem.– Jesteś szalony.Ktoś musi cię powstrzymać.Puścił Evę i podszedł do mnie bardzo blisko.Jego twarz wyglądała inaczej, niczym maska bez wyrazu.Lśniły mu tylko oczy.Przez moment miałem wrażenie, że czuję jego zapach, zapach zła, rozkładu i śmierci, chociaż wiedziałem, że to niemożliwe.Głos miał całkiem spokojny.– A co, jeśli zabiłem tego starego ćpuna? Mogę zabić stu takich i nikomu nie będzie ich brakować.Powinieneś widzieć jego spojrzenie, gdy napełniałem strzykawkę, Brenne.Był w nim strach, ale też odrobina czystej żądzy, chociaż rozumiał, że umrze.Mniej więcej tak samo patrzysz na Evę.– Zaśmiał się cichym, charczącym śmiechem.Nie mogłem spojrzeć mu w oczy.– Nie podobasz mi się – oświadczył.– I ci nie ufam.Slavo cię chroni, bo cię potrzebuje.Ale ja nie lubię, kiedy mi się grozi.Slavo też nie.Niczego się chyba wczoraj nie nauczyłeś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]