[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.222SR Zdobyłam się na śmiech.- Myślę, że jego cena przekroczyłaby znacznie cały mój budowlany budżet.- Stawiaj sobie ważne cele, Rose.Wpatrywałam się w niego w ciszy.- Rose?Wyglądał na zmieszanego.- Moja matka zebrała wystarczająco dużo informacji, żeby intensywnie rozmyślać otobie.Podałem jej to imię, żeby łamała sobie nad nim głowę.Przepraszam.- Nie szkodzi, mnie się podoba.W porządku.Spojrzał znowu na rysunki.- Jeśli chcesz szkiców projektowych, to mogę ci je zrobić.- Możesz?- Jestem inżynierem budowlanym.To architektura bez splendoru.Pewnego dnia wyjedzie do Nowego Jorku i nawet się nie obejrzy za siebie, ale obojechcieliśmy udawać, że pozostaniemy w kontakcie.- Zastanowię się nad twoją propozycją.Złamał gałązkę i wysunął między palcami dwa jej końce.- Ciągnij.Krótszy kawałek to znak, że oboje osiągniemy to, czego chcemy.Wyciągnęłam koniec gałązki z jego palców.Uniósł swój kawałek w górę.- Krótszy - oznajmił.- Zwyciężymy.Wyrzuciłam swoją gałązkę.- Nigdy nie lokuj wiary w drewnie, ono butwieje.- Lokuję swoją wiarę w tobie.Ty wiesz, co tu masz.Trzymasz raj za krótszy koniec iwiesz o tym, i jeśli nawet będziesz musiała żebrać, pożyczać, zabijać czy kraść, to nigdy gonie wypuścisz.Liza zmąciła dzisiaj twoją wizję domu, ale to nadal dom.Chłodne powietrze nad potokiem, mech i resztki paproci, i przesycone spokojemjesienne tempo życia, urok Quentina, ta chwila, jego płynące z serca słowa - wszystko tonapełniło mnie nadzieją na nieznaną przyszłość.- Czasem myślę, że tobie też się tu podoba.Przez chwilę milczeliśmy, jego zimne srebrne oczy świdrowały mnie, ja też się wniego wpatrywałam, a twarz mi pałała.- Wierzysz w to za nas oboje - oznajmił półgłosem.- Podoba mi się sposób, w jakiwierzysz w różne rzeczy.- Porozmawiaj ze mną - poprosiła Liza, gdy spotkała mnie na tylnym ganku.Powiesiłam plecak na haku wbitym w ścianę.- Wszystko w porządku.Po prostu mnie zaskoczyłaś.Przykro mi, że uraziłam twojeuczucia.- Nikt nie mógł zająć miejsca twojej matki.Twój ojciec to wiedział.On i ja nigdy nierozmawialiśmy o małżeństwie.Nie roszczę sobie żadnych praw, ale ja go kochałam.i nadalkocham.i wierzę, że on kochał mnie.Przyzwyczaiłam się myśleć o tej farmie również jako223SR o moim domu.Wzięłam głęboki oddech i nic nie odpowiedziałam.Tata powinien był umieścić ją wswoim testamencie, wyraznie sformułować swoje życzenia.Gdyby tylko ojcowie robili tak zewszystkim, co ich dzieci powinny wiedzieć i słyszeć:Droga Córko, oto wszystkie instrukcje, których zawsze zamierzałem Ci udzielić, iwszystkie rzeczy, które powinniśmy między sobą ustalić, tak byś mogła dawać sobie radę wżyciu i przestać żałować, że nie rozmawialiśmy ze sobą chociaż o jeden raz więcej.Liza przyglądała mi się zafrasowana.- On nigdy nie wybaczył sobie tego, co się stało z twoją matką.Ja nie zajęłam jejmiejsca.Ona zawsze tu była z nami.Wiedziałam to.- Usiadłam na ławce huśtawce na ganku,a Liza obok mnie.- On cię tak bardzo kochał.Rozumiał twoje uczucia.- Nie mogłam go zmienić.Nie powinnam była próbować.Jeśli kochasz kogoś, a on sięzmieni, dostosowując do twoich gustów, to co w takim razie kochałaś w nim na początku?- To jest właśnie pytanie, prawda? - Głos się jej załamywał.- Kiedy go poznałam,wiedziałam, że znalazłam człowieka, który jest naprawdę wierny sobie.Nie było w nimfałszywej dobroci.Ani fałszywej dumy.Wierz lub nie, był to człowiek o najczystszej duszy,jakiego kiedykolwiek poznałam.Pracuję tak blisko ognia, że jestem wrażliwa, jeśli chodzi odrobne oparzenia.Mam też blizny, które tego dowodzą.- Twarz ściągnęła jej się w smutku.-Thomas był jedynym mężczyzną, jakiego znałam, który nie pozostawił mi najmniejszegobrzydkiego znaku.- Zawsze będziesz miała tutaj dom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl