[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Albo wszystko przegryziemy.- Nie da się.- Tylko mi nie mów  nie da się".- Miała skute nogi, ale zdołała jakoś kopnąć Pauline w piszczel.- Auu! Jezu. - Zacznij liczyć - rozkazała Mia, podpełzając do otworu.- Kiedy dojdziesz do dwustu, będzie twojakolej.Pauline ani się śniło, bo nie zamierzała pozwolić, \eby ta dziwka mówiła jej, co ma robić.Ale wtedycoś usłyszała: odgłos zębów na metalu.Zgrzytanie kości, dzwięk gnącego się drutu.Dwieściesekund.Poranią sobie usta.Porozrywają dziąsła.Bez \adnej gwarancji, \e się uda.Przekręciła się do klęku.Zaczęła liczyć.ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZYFaith nigdy nie myślała o sobie jak o rannym ptaszku, ale kiedy Jeremy był dzieckiem,przyzwyczaiła się wcześnie przychodzić do pracy.Nie sposób nie być rannym ptaszkiem, jeśli sięma chłopca, którego trzeba nakarmić, ubrać, dokładnie obejrzeć i wyekspediować na przystanekautobusowy na siódmą trzynaście góra.Gdyby nie Jeremy, mo\e byłaby jednym z tych nocnychmarków, kładących się do łó\ka dobrze po północy, ale na ogół zasypiała ju\ koło dwudziestejdrugiej, nawet kiedy syn był ju\nastolatkiem i znacznie dłu\ej sypiał. Z sobie tylko wiadomych powodów Will tak\e zawsze wcześnie stawiał się w pracy.Kiedy wjechałana parking pod budynkiem firmy, jego porsche ju\ stało na swoim zwykłym miejscu.Zaparkowałasamochód i siedziała w nim jeszcze chwilę, starając się przysunąć bli\ej fotel kierowcy, tak by mócsięgnąć do kierownicy i pedałów jednocześnie, nie nadziewając się na pierwszą i nie wyciągającnóg, \eby dotknąć drugich.Po kilku minutach znalazła wreszcie odpowiednie ustawienie i przelotniepomyślała o przybiciu fotela do podłogi.Jeśli Willowi znowu zachce się prowadzić jej samochód,będzie musiał to robić z kolanami przy uszach.Ktoś stuknął w szybę i Faith podniosła głowę zaskoczona.Zobaczyła Sama Lawsona z kubkiemkawy w ręku.Otworzyła drzwiczki i wygramoliła się na zewnątrz.Czuła się tak, jakby przez noc przytyła zdziesięć kilogramów.Tylko cudem udało jej się znalezć w szafie jakieś pasujące ubranie.Była takobrzęknięta, \e zgromadzoną w organizmie wodą mogłaby napełnić basen olimpijski.Na szczęściejej zadurzenie w Samie Lawsonie okazało się tylko dwudziestoczterogodzinną infekcją.Nieuśmiechała jej się perspektywa rozmowy z nim teraz, zwłaszcza \e mu.siała się skupić naczekających ją zadaniach.- Witaj, maleńka - powiedział Sam, taksując ją wzrokiem z góry na dół na swój zwykły lubie\nysposób.Faith zabrała torebkę z tylnego siedzenia. - Kopę lat.Wzruszył lekko ramionami, sugerując, \e jest tylko biedną ofiarą okoliczności.- Proszę - powiedział, podając jej kubek.- Bez kofeiny.Faith ju\ próbowała rano napić się kawy, ale tylko powąchała i natychmiast rzuciła się do łazienki.- Przepraszam.- Zignorowała kubek, oddalając się szybko, zanim \ołądek znowu zdą\y jej podejśćdo gardła.Sam wrzucił kubek do kosza i zrównał się z nią.- Poranne nudności?Rozejrzała się na boki, w obawie, \e ktoś usłyszy.- Powiedziałam tylko szefowej.Próbowała sobie przypomnieć, kiedy nale\y poinformować innych.Z pewnością minie kilkatygodni, zanim cią\a zacznie być widoczna.Faith podejrzewała, \e zbli\a się do tej chwili.Czypowinna zebrać wszystkich razem, zaprosić matkę i Jeremy'ego na obiad, zorganizować połączeniekonferencyjne z bratem, a mo\e dałoby się hurtem rozesłać do wszystkich anonimowe e-maile ipolecieć na kilka tygodni na Karaiby, \eby uniknąć burzy, jaka się rozpęta?Sam pstryknął jej palcami przed nosem.- Halo, jesteś tutaj? - Ledwie.- Faith sięgnęła do klamki drzwi w tym samym momencie co on.Pozwoliła, \eby jeotworzył.- Mam mnóstwo na głowie.- Jeśli chodzi o wczoraj.- To było przedwczoraj, gwoli ścisłości.Wyszczerzył się.- Tak, ale dopiero wczoraj miałem czas o tym pomyśleć.Faith westchnęła, wciskając guzik windy.- Chodz tutaj.- Pociągnął ją w stronę wnęki po drugiej stronie windy.Stał tam automat z trzemarzędami lukrowanych dro\d\ówek, o czym wiedziała, nawet nie patrząc.Pogłaskał ją po włosach, wsunął kosmyk za ucho.Cofnęła się.Nie była gotowa na czułości takwcześnie rano.Nie miała pojęcia, czy w ogóle jest na nie gotowa.Niewiele myśląc, spojrzała dogóry, \eby się upewnić, \e nie są w obiektywie kamery monitoringu.- Zachowałem się wtedy jak dupek.Przepraszam.Usłyszała, jak drzwi windy się otworzyły i zamknęły.- Nie ma sprawy.- Nie, jest.Nachylił się, \eby ją pocałować, ale znowu się cofnęła. - Sam, jestem w pracy.- Nie dodała, choć pomyślała, \e jest tak\e w środku sprawy, w której jednakobieta zmarła, druga była torturowana, a dwie kolejne zaginęły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl