[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- KtoÅ›przeszukaÅ‚.SpojrzaÅ‚ na fotel pasażera.Simone nie byÅ‚o w samochodzie, jej torebka teżzniknęła.OdeszÅ‚a, pomyÅ›laÅ‚.PoszÅ‚a po rozum do gÅ‚owy i uciekÅ‚a z tego piekÅ‚a,póki mogÅ‚a.OparÅ‚ rÄ™ce na desce rozdzielczej, chwytajÄ…c oddech.ZatrzymaÅ‚spojrzenie na stacyjce.Kluczyków nigdzie nie byÅ‚o widać.Z przerażeniemodwróciÅ‚ siÄ™ i sprawdziÅ‚ z tyÅ‚u.Nie byÅ‚o ani torby Emmy, ani pudeÅ‚ka zeswetrem.Simone odeszÅ‚a i zabraÅ‚a wszystko.OpadÅ‚ na fotel, zdezorientowany, zmÄ™czony.PopatrzyÅ‚ na grubÄ… książkÄ™, którÄ…trzymaÅ‚ na kolanach.OtworzyÅ‚ jÄ…, zaczÄ…Å‚ przeglÄ…dać nazwiska, adresy i numerytelefonów.To poczÄ…tek, pomyÅ›laÅ‚.Wtedy otworzyÅ‚y siÄ™ drzwi.Simone Noiret wsunęła siÄ™ do wozu.- Gdzie byÅ‚aÅ›?Simone aż siÄ™ wzdrygnęła.- PrzespacerowaÅ‚am siÄ™ na szczyt wzgórza i z powrotem.JeÅ›li musiszwiedzieć, chciaÅ‚am zapalić.- A rzeczy Emmy?- WÅ‚ożyÅ‚am je do bagażnika na wypadek, gdyby któreÅ› z nas chciaÅ‚o siÄ™poÅ‚ożyć.Jonathan pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ…, uspokoiÅ‚ siÄ™.- Przepraszam.Nie chciaÅ‚em na ciebie warczeć.To dlatego, że wÅ‚aÅ›nie tamprzyszli.Do naszego pokoju w hotelu.Wszystko przetrzÄ…snÄ™li.Od góry do doÅ‚u.Ale byli dobrzy.Staranni.MuszÄ™ im to oddać.WiÄ™kszość rzeczy odÅ‚ożyli namiejsce.MaÅ‚o brakowaÅ‚o, a bym siÄ™ nie poÅ‚apaÅ‚.Simone patrzyÅ‚a na niego, w jej oczach odbijaÅ‚ siÄ™ jego strach.- O czym ty mówisz? Kto? Policja?- Nie.Przynajmniej nie prawdziwa policja.- PowiedziaÅ‚ jej o oderwanejpodszewce wewnÄ…trz walizki i dziwnym zagÅ‚Ä™bieniu wielkoÅ›ci talii kart.- ChodziÅ‚o im tylko o walizkÄ™ Emmy? - zapytaÅ‚a Simone.- Czego szukali?- Nie wiem.- PomyÅ›l, Jon.Co mogÅ‚o być w Å›rodku? ZignorowaÅ‚ pytanie.Nie miaÅ‚ pojÄ™cia.- Zapuść silnik.Może już idÄ….- Spokojnie - powiedziaÅ‚a Simone.- Nikt nie idzie.Spójrz.PopatrzyÅ‚ przeztylnÄ… szybÄ™.Ulica byÅ‚a pusta.Taka pogoda skÅ‚aniaÅ‚a dotego, żeby siedzieć w czterech Å›cianach.UsiadÅ‚ wygodnie i zamknÄ…Å‚ oczy.- W porzÄ…dku - mruknÄ…Å‚.- Nic nam nie grozi.- OczywiÅ›cie.- SÅ‚yszaÅ‚em gÅ‚osy w korytarzu.Chyba kierownik hotelu byÅ‚ z policjÄ….Rozmawiali o policjancie z Landquart.WiedzÄ…, że to ja.- Na razie jesteÅ› bezpieczny.To najważniejsze.- Simone wskazaÅ‚a książkÄ™ najego kolanach.- Co to?- Książka adresowa Emmy.MuszÄ™ znalezć kogoÅ›, kogo znaÅ‚a w Asconie.JeÅ›lite bagaże przysÅ‚aÅ‚ jej znajomy, tu bÄ™dzie jego nazwisko.- MogÄ™?Jonathan podaÅ‚ jej oprawiony w skórÄ™ notes.ByÅ‚ gruby jak Biblia i dwa razycięższy.Emma lubiÅ‚a mówić, że zawiera jej życie, ni mniej, ni wiÄ™cej.SimonepoÅ‚ożyÅ‚a go na kolanach i otworzyÅ‚a z powagÄ…, jak modlitewnik.Na wyklejcewidniaÅ‚o nazwisko Emmy.Poniżej adresy.Najnowszy na Avenue de Collonges,Genewa.WczeÅ›niej Rue St.Jean w Bejrucie.ONZ-ow-ski obóz dla uchodzcówDarfur w Sudanie.Lista ciÄ…gnęła siÄ™ w przeszÅ‚ość, mapa drogowa niegdyÅ› jegożycia.- Ile ma tu nazwisk? - zapytaÅ‚a Simone.- Jest tu każdy, kogo kiedykolwiek poznaÅ‚a.Emma nigdy nikogo niezapominaÅ‚a.Razem Å›lÄ™czeli nad kolejnymi stronami.A-Z.Szukali adresu w kantonieTicino.Ascona.Locarno.Lugano.Numeru telefonu z kierunkowym 078.Znalezli nazwiska ze wszystkich zakÄ…tków Å›wiata.Tasmania, Patagonia,Laponia, Grenlandia, Singapur, i Syberia.Ale nie znalezli wzmianki o Asconie.Pół godziny pózniej Simone odÅ‚ożyÅ‚a książkÄ™ adresowÄ… na deskÄ™ rozdzielczÄ….Emma nie znaÅ‚a nikogo, kto mieszkaÅ‚by w leżącym najbardziej na poÅ‚udniekantonie Szwajcarii.Ascona nie istniaÅ‚a.Jonathan przetrzÄ…snÄ…Å‚ kieszenie i wyjÄ…Å‚ połówki kwitów bagażowych Emmy.- Wciąż je mamy.Portier powiedziaÅ‚, że nazwisko nadawcy zostaÅ‚ozanotowane na stacji nadania.- Nie sÄ…dzÄ™, żeby w Szwajcarii Å‚atwo byÅ‚o wydobyć takie informacje.ZażądajÄ…dokumentów.- Pewnie masz racjÄ™.- Jonathan podaÅ‚ jej kwity, potem zapuÅ›ciÅ‚ silnik.- DokÄ…d jedziemy?- A jak myÅ›lisz? - SpojrzaÅ‚ przez ramiÄ™, wycofujÄ…c auto na drogÄ™.SimoneporuszyÅ‚a siÄ™ w fotelu, odgarnęła wÅ‚osy za ucho.- Ale Emma nie miaÅ‚a tam nikogo znajomego.Nie wiemy, gdzie zacząćposzukiwania.Na co liczysz?Jonathan skrÄ™ciÅ‚ w dół i poÅ‚ożyÅ‚ nogÄ™ na pedale gazu.- Wiem, jak siÄ™ dowiedzieć, kto przysÅ‚aÅ‚ Emmie te rzeczy.20Pięć minut przed północÄ… nieoznakowana furgonetka podjechaÅ‚a do strefyzaÅ‚adunku na zapleczu Robotica AG w przemysÅ‚owej dzielnicy Zurychu.WysiadÅ‚o czterech mężczyzn.Wszyscy mieli ciemne ubrania, czapki gÅ‚Ä™bokonaciÄ…gniÄ™te na czoÅ‚a, chirurgiczne rÄ™kawiczki i buty na gumowych podeszwach.Ich przywódca, niższy o jakieÅ› osiem centymetrów od pozostaÅ‚ych, stuknÄ…Å‚ wdrzwi po stronie pasażera i van odjechaÅ‚.WgramoliÅ‚ siÄ™ na rampÄ™ i minÄ…Å‚ drzwi z karbowanej stali, które strzegÅ‚y wstÄ™pudo strefy zaÅ‚adunku.TrzymaÅ‚ w rÄ™ce dwa klucze.Pierwszym wyÅ‚Ä…czyÅ‚ systemalarmowy.Drugim otworzyÅ‚ wejÅ›cie dla pracowników.Mężczyzni kolejnoweszli do ciemnego budynku.- Mamy siedemnaÅ›cie minut do czasu nastÄ™pnej rundy patrolu - powiedziaÅ‚główny inspektor Marcus von Daniken, gdy zamknÄ…Å‚ za nimi drzwi.- Spieszcie siÄ™, ale uważajcie, czego dotykacie, i pod żadnym pozorem niewolno wam niczego wynieść z terenu zakÅ‚adu.PamiÄ™tajcie, że nas tu nie ma.Mężczyzni wyjÄ™li z kurtek latarki i ruszyli korytarzem.Von DanikenowitowarzyszyÅ‚ My er z logistyki i wsparcia, Kübler z siÅ‚ specjalnych i komandosKrajcek.Wszyscy znali okolicznoÅ›ci towarzyszÄ…ce operacji.Wszyscy wiedzieli,że jeÅ›li zostanÄ… przyÅ‚apani, to koniec ich kariery i mogÄ… trafić do wiÄ™zienia.Lojalność wobec von Danikena przeważyÅ‚a nad ryzykiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]