[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z każdym mijającym dniem wydłużają się chwile, kiedy nie wydaje misię już, że słyszę obcasy Bailey stukające na korytarzu, kiedy niedostrzegam jej przez mgnienie na łóżku z książką, nie widzę jej kątemoka powtarzającej rolę przed lustrem.Zaczynam się przyzwyczajać doZwiątyni bez niej, i wścieka mnie to.Wścieka mnie fakt, że kiedy stoję wjej szafie, gorączkowo przerzucając ubrania, wtulając twarz w materiał,nie znajduję ani jednej bluzki czy sukienki, która miałaby jeszcze w sobiejej zapach.I to jest moja wina.Teraz wszystkie pachną mną.Wścieka mnie, że jej numer komórkowy wreszcie został odłączony.Z każdym mijającym dniem znika coraz więcej śladów mojej siostry, nietylko ze świata, ale z mojej głowy, i nic nie mogę na to poradzić, mogę tylko siedzieć w głuchej, bezwonnejZwiątyni i płakać.Szóstego dnia takiego życia Sarah uznaje mnie za przypadek wymagającyreanimacji i wymusza na mnie obietnicę, że wieczorem pójdę z nią dokina.Przyjeżdża po mnie Ennui, ubrana w czarną miniów-kę, czarną koszulkęna ramiączkach odsłaniającą spory kawał opalonego brzucha, wmetrowych czarnych szpilkach i do tego wszystkiego w czarnejnarciarskiej czapce, którą, jak podejrzewam, włożyła ze względówpraktycznych, bo przyszedł chodny front i jest zimno jak na biegunie.Jajestem w brązowej zamszowej marynarce, w golfie i dżinsach.Wyglądamy, jakby ktoś wyrwał nas z różnych stref klimatycznych.- Cześć! - mówi, wyjmując papierosa z ust, żeby mnie pocałować, kiedywsiadam do auta.- Ten film podobno jest dobry.Nie jak ten ostatni, naktóry cię zaciągnęłam, w którym kobieta przez pierwszą połowę siedziaław fotelu z kotem.Przyznaję, że tamten był problem�tico.- Ja i Sarahmamy zupełnie różne filozofie chodzenia do kina.Ja chcę od celuloidutylko możliwości siedzenia po ciemku z wielkim wiaderkiem popcornu.Ayknę wszystko: pościgi samochodowe, polowanie na chłopaka, triumfnieudacznika.Mogę mdleć, wrzeszczeć i płakać.Z kolei Sarah nietoleruje takich pospolitych produkcji i narzeka przez cały czas, że gnijąnam mózgi i jeszcze chwila, a nie będziemy w stanie myślećsamodzielnie, bo nasze umysły przepadną w czeluściach dominującegoparadygmatu.Sarah woli kino Guild, gdzie pokazują ciemne zagranicznefilmy, w których nic się nie dzieje, nikt się nie odzywa, wszyscy kochająosobę, która nigdy nie odwzajemni miłości, a potem film się kończy.Dzisiaj w programie mamy otępiająco nudny czarno-biały film zNorwegii.Sarze rzednie mina, kiedy przygląda się mojej twarzy. - Wglądasz żałośnie.- Wujowy tydzień, od początku do końca.- Dzisiaj będzie fajnie, obiecuję.- Zdejmuje jedną rękę z kierownicy iwyciąga z plecaka papierową torebkę.-Do kina.- Podaje mi ją.- Wódka.- Hm, teraz już na pewno usnę na tym pełnym akcji, trzymającym wnapięciu, czarno-białym niemym norweskim filmie.Przewraca oczami.- Nie jest niemy, Lennie.Kiedy stoimy w kolejce, Sarah podskakuje, żeby się rozgrzać.Opowiadami, że Lukę trzymał się zaskakująco dobrze na seminarium, chociaż byłtam jedynym facetem, i nawet kazał jej zadać pytanie o muzykę, alenagle, w pół zdania i w pół podskoku lekko wybałusza oczy.Dostrzegamto, chociaż już zaczęła gadać z powrotem, jakby nic się nie stało.Odwracam się i po drugiej stronie ulicy widzę Joego z Rachel.Są tak pogrążeni w rozmowie, że nawet nie widzą zmiany świateł.Przejdzcie przez ulicę!", mam ochotę wrzasnąć.Przejdzcie przez ulicę,zanim się w sobie zakochacie.Bo wygląda na to, że właśnie to się dzieje.Patrzę, jak Joe lekko pociąga ją za rękę, mówiąc jej coś, zapewne oParyżu.Widzę uśmiech, całą tę radość bijącą od Rachel i czuję, że zarazpadnę jak ścięte drzewo.- Chodzmy.- Tak.- Sarah już idzie w stronę dżipa, grzebiąc w torebce wposzukiwaniu kluczyków.Idę za nią, ale oglądam się jeszcze raz ispoglądam wprost w oczy Joego.Sarah znika.Potem znika Rachel.Potemwszyscy ludzie w kolejce.Potem samochody, drzewa, budynki, ziemia,niebo, aż jesteśmy tylko Joe i ja, patrzący na siebie przez pustą przestrzeń.Joe się nie uśmiecha.On się antyuśmiecha.Ale ja nie mogę odwrócić wzroku, i on chyba też nie może.Czas zwolnił takbardzo, że zastanawiam się, czy kiedy przestaniemy na siebie patrzeć,będziemy już starzy, a nasze całe życie będzie za nami, z ledwie paromamarnymi pocałunkami, które wymieniliśmy.Kręci mi się w głowie odtęsknoty za nim, od jego widoku ledwie parę metrów ode mnie.Chcęprzebiec przez ulicę, i zaraz to zrobię - czuję, jak moje serce wyrywa się,pcha mnie do niego, ale w tej chwili on kręci głową, jakby do siebie,odwraca ode mnie wzrok i spogląda na Rachel, która nagle znów staje sięwidoczna.W wysokiej rozdzielczości.Starannie, z rozmysłem, Joeobejmuje ją ramieniem; razem przechodzą przez ulicę i stają w kolejce dokina.Rozdziera mnie potworny ból.On się więcej nie ogląda, ale Rachelto robi.Salutuje mi z triumfalnym uśmiechem na twarzy, po czym obrazliwierzuca włosami i obejmuje go w talii.Odwraca głowę.Mam wrażenie, że moje serce zostało wbite kopniakiem w najciemniejszykąt mojego ciała.Okej, załapałam!", mam ochotę krzyknąć w niebo.Totakie uczucie.Lekcja przyswojona.Dostałam za swoje.Patrzę, jakwchodzą do kina, trzymając się za ręce, i żałuję, że nie mam gumki, żebywymazać Rachel z tego obrazka.Albo odkurzacza.Odkurzacz byłbylepszy; po prostu wessała-bym ją i już.Zniknęłaby.Z jego objęć.Zmojego krzesła w orkiestrze.Na dobre.- Chodz, Len, jedziemy stąd - mówi znajomy głos.Zdaje się, że Sarahwciąż istnieje i mówi do mnie, więc pewnie ja też istnieję.Spoglądam wdół, widzę moje nogi, dociera do mnie, że stoję.Stawiam jedną nogęprzed drugą i docieram do Ennui.Kiedy jedziemy do domu, nie ma księżyca, nie ma gwiazd, tylkobezświetlna, bura miska nad naszymi głowami. - Zawalczę z nią o pierwszy klarnet - mówię.- Nareszcie.- Nie przez to.- Wiem.Bo jesteś koniem wyścigowym, a nie jakąś głupią chabetą.- Wjej głosie nie ma ironii.Opuszczam szybę i pozwalam, żeby zimne powietrze spoliczkowało mnieza głupotę. 31 Pamietasz, jak to bylo kiedy sie calowalismy?Narecza i narecza swiatlaRzucane prosto w nas.Lina spadajaca z nieba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl