[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nad ołtarzykiem, przed którym sięmodliła, wisiał duży krucyfiks z prawie naturalnej wielkości figurą Chrystusa rzezbioną w drewnie itak pięknie polichromowaną, że zdawała się prawdziwa, natomiast nad stołem, przy którympracowała, umieściła wyobrażenie Assunty pędzla pewnego katalońskiego mistrza.W owym czasieDo�a Beatriz liczyła sobie lat ponad czterdzieści; wysoka, chuda, blada, o gładkiej twarzy iogromnych ciemnych oczach.Wiek wyszlachetnił jej rysy; spokojną, surową urodą przypominałateraz damy z gotyckich sarkofagów.Trzymała się nadzwyczaj prosto, a w jej obejściu było cośwładczego.Nikomu nie ulegała i tylko bardzo nielicznych traktowała jak równych sobie.Odznaczała się posępnym, kąśliwym poczuciem humoru i choć często się uśmiechała, był torodzaj surowego pobłażania, kiedy zaś śmiała się, z rzadka co prawda, miało się uczucie, że czyni to zbólem.Taka była kobieta, do której uszu doszło, iż Przenajświętsza Panienka ukazała się Katalinie Perez nastopniach kościoła Karmelitanek. Rozdział jedenastyDo�a Beatriz nie tylko z talentem zarządzała dobrami i odznaczała się zrozumieniem dla interesów,ale też jako kobieta wielkiego rozumu i rozwagi niechętnie słuchała o wizjach, nawiedzeniach ispecjalnych łaskach, których doświadczały jej mniszki.Zakazywała surowych umartwieńwykraczających poza przypisane regułą.Nic nie uszło jej uwagi.Gdy tylko któraś z siostrzyczekpopadała w zbytnią dewocję, dawano jej na przeczyszczenie, zakazywano nadmiernych postów, akiedy to nie pomagało, wysyłano nieszczęsną, by odpoczęła kilka tygodni wśród rodziny czyprzyjaciół.Do�a Beatriz była tak skrupulatna przez pamięć zgorszenia wywołanego niegdyś wklasztorze w Avila przez pewną mniszkę, która utrzymywała, że nawiedza ją Jezus Chrystus,Najświętsza Maria Panna i różni święci, obdarzając ją wszelakimi łaskami.Przeorysza nie wykluczałatakiej możliwości, wiadomo bowiem, iż bywają wybrańcy boży, nie zdało się jej wszak podobnym,żeby mniszka Teresa de Cepeda, a nie raz z nią rozmawiała jeszcze za swego pierwszego pobytu wAvila, była kimś innym niż zwykłą histeryczką ulegającą rojeniom chorej wyobrazni.Nie była też skłonna uwierzyć w prawdziwość osobliwej historii Kataliny, ale że podniecone mniszkinie mówiły 0 niczym innym, należało posłać po dziewczynę i wysłuchać relacji z jej własnych ust.Wezwała jednąz siostrzyczeki poleciła jej sprowadzić młódkę.Nie minęło wiele czasu, jak mniszka wróciła z wiadomością, żeKatalina chętnie spełniłaby polecenie Wielebnej Matki, ale spowiednik zakazał jej rozmawiać zkimkolwiek o doznanym przeżyciu.Do�a Beatriz, nie nawykła, by ktoś sprzeciwiał się jej woli,zmarszczyła brwi, a gdy marszczyła brwi, cały klasztor drżał.- Jej matka jest tutaj, Wasza Wielebność - rzekła mniszka łapiąc oddech.- A cóż mi po niej?- Słyszała historię z ust dziewczyny zaraz potem, jak ukazała się jej Przenajświętsza Panienka.Matceksiądz nie zabronił opowiadać o cudownym zdarzeniu.Surowy uśmiech pojawił się na bladych ustach przeoryszy.- Godny zaufania, ale niezbyt przewidujący człowiek.Dobrze się spisałaś, moja córko, chcę widzieć tękobietę.Nie posiadającą się z przejęcia Marię Perez sprowadzono do oratorium.Często widywała przeoryszę,ale nigdy jeszcze z nią nie rozmawiała.Do�a Beatriz siedziała na wysokim, wyściełanym skórąkrześle, którego pozłacany szczyt zdobiły kunsztownie odrobione w drewnie liście akantu.W oczachMarii Perez i królowa nie mogłaby wyglądać równie niedostępnie, godnie i dumnie.Uklękła iucałowała chudą, białą dłoń wyciągniętą w jej stronę.Potem spełniając to, po co ją wezwano, słowo wsłowo powtórzyła opowieść Kataliny.Kiedy skończyła, przeorysza lekko skinęła głową.- Możesz iść.Przez chwilę rozmyślała, potem usiadła za stołem i napisała list, w którym prosiła biskupa Segowii, byuczynił jej honor i odwiedził ją dla rozmowy o pewnej ważnej sprawie.List zaraz wysłała i w ciągugodziny dostała odpowiedz.Biskup pisał w podobnie formalnym tonie, że będzie dla niego zaszczytem spełnić rozkaz Wielebnej Matki i że stawi się w klasztorze następnego dnia.Na wieść, że dostojna i święta osoba zaszczyci ich klasztor swoją obecnością, mniszki wpadły wwielkie uniesienie, od razu też doszły do słusznego wniosku, iż jego wizyta musi mieć coś wspólnegoz cudownym pojawieniem się Przenajświętszej Panienki na schodach ich wspaniałego kościoła.Przybył po południu, po sjeście, nieodzownej w czas letnich upałów, w towarzystwie swoichsekretarzy i został przyjęty przez subprzeoryszę w rozmównicy.Mniszkom, ku wielkiemu ichrozgoryczeniu, zakazano opuszczać cele.Subprzeorysza ucałowawszy pierścień rzekła, żezaprowadzi go do matki przełożonej.Dwaj sekretarze gotowi byli iść za nimi.- Wielebna Matka życzy sobie rozmawiać z Waszą Ekscelencją w cztery oczy - oświadczyła pokornie.Biskup zawahał się przez moment, po czym skinął głową na znak, że zgadza się na taki warunek.Braciszkowie zostali, on zaś ruszył za mniszką chłodnymi korytarzami i schodami w stronę oratorium.Doprowadziła go do drzwi, otworzyła i cofnęła się, dając mu przejście.Wszedł do środka.DonaBeatriz wstała na powitanie, potem uklękła i ucałowała pierścień, wreszcie wskazała mu krzesło,poprosiła spocząć, sama też usiadła.- Czekałam, że Wasza Ekscelencja zechce odwiedzić nasz klasztor - rzekła - ale skoro tak się nie stało,wysłałam zaproszenie.- Mój nauczyciel teologii w Salamance nakazywał mi trzymać się z dala od kobiet, być dla nichuprzejmym, lecz zachowywać dystans.Pohamowawszy chęć dania ciętej riposty, która aż cisnęła się na usta, zmierzyła go tylko bacznymwzrokiem.Czekał ze spuszczonymi oczyma.Nie spieszno jej było przemówić.Po niemal trzydziestulatach od chwili, gdy go poznała i widziała go po raz ostatni, teraz dopiero zamienili pierwsze słowa.Nosił stary, połatany habit, golił głowę zwyjątkiem pierścienia ciemnych, ledwie przyprószonych siwizną włosów okalających czaszkęsymbolem korony cierniowej.Miał wklęsłe skronie, zapadnięte policzki.Twarz poorana głębokimibruzdami nosiła ślady cierpienia.Tylko oczy rozświetlone dziwnym blaskiem, ciemne i pełnenamiętności, przypominały jej młodego seminarzystę, którego znała wiele lat temu i kochała bezpamięci.Zaczęło się od zbytków.Spostrzegła go po raz pierwszy, kiedy służył do mszy w kościele, do któregochodziła z duenną.Już wtedy chudy, miał ciemne, gęste włosy, z tonsurą niższych święceń, wyrazisterysy, pełne gracji ruchy.Wyglądał jak jeden z tych świętych, którzy obdarzeni powołaniem w dzieciń-stwie, stawali się przedmiotem powszechnej adoracji, a potem umierali w kwiecie wieku i w pełniurody.Kiedy nie służył do mszy, klęczał w małej kaplicy, pośród nielicznych o tak wczesnej godziniewiernych.Zatopiony w modlitwie nie odrywał oczu od ołtarza.Beatriz w tamtych czasach była płochai skora do figlów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl