[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.XXVITak, gdyby nie Ołena, Tymon z pewnością by wrócił.Bo Nadolnego niezwolnili ani w środę, ani w czwartek, ani w piątek, i wyglądało na to, żejeszcze długo posiedzi.Sergiusz dzwonił, mówił, że prowadzi własne śledz-two, ale nie ujawniał szczegółów.A w piątek zamilkł.Nie odpowiadał jegotelefon w domu, nie odpowiadała prywatna komórka, a pod numerem biuro-wym odzywała się tylko automatyczna sekretarka.Cholera, chyba go niearesztowali?! Jeszcze w czwartek koło południa Tymon z nim rozmawiał - iod tamtej pory cisza.W porządku, w piątek facet miał prawo trochę się wylu-zować, ostatecznie stresu mu nie brakowało.Balowanie mogło się przecią-gnąć do soboty - dlaczego nie? Mimo to niepokój Tymona rósł.Czy wszyscy wokół niego musieli, kurwa, nagle znikać? Czy nikt nie mógł nor-malnie odbierać telefonów, normalnie oddzwaniać? Co za ludzie!W końcu telefon się odezwał.W sobotę, wczesnym wieczorem.- Sergiusz! - Tymon odebrał zirytowany.Zaliczył kolejną paradę kar-nawałową i zaczynał już mieć dość całej tej eskapady.Na dodatek pogoda siępopsuła i zmarzł jak diabli, robiąc zdjęcia tym wszystkim kukłom i przebie-rańcom.Ręce mu zgrabiały i nawet gorąca czekolada, którą wypił w kawiarnina Rue Mass�na, wspominając, jak siedzieli tu z Ołeną, nie poprawiła muhumoru.- Co się dzieje? Nie mogłem się do ciebie dodzwonić.Ani do domu,ani na komórkę.Piłeś czy co?- Nic nie wiesz? - Głos Sergiusza był słaby i zduszony.- Miałem wypa-dek.- Co ty mówisz? Jaja sobie robisz? Jaki wypadek?- Samochodowy.Pierdolony wypadek samochodowy.- Ale.jesteś cały?- Niezupełnie.Dzwonię ze szpitala.Jakoś poskładali mnie chwilowo dokupy.chociaż boję się, że to jeszcze nie koniec zabawy.Nieważne.%7łyję.No, samochód skasowany.Nul.Jakiś gnój na ruskich numerach wjechał wemnie ciężarówką.Prowadzą dochodzenie.Posłuchaj, Tymon.To nie był,kurwa, żaden wypadek.- Jak to?- Chcieli się mnie pozbyć.- Pozbyć? Kto?- No wiesz, różnie myślę.Teraz żałuję, że mnie też nie posadzili, razemz Nadolnym.Byłbym bezpieczniejszy.- Podejrzewasz kogoś?- Ten skurwiel Dębczak wiedziałby, jak coś takiego zorganizować.Ni-by siedzi, ale co to za problem wykonać telefon.Jak się chce.- Ale dlaczego, Sergiusz? Po co miałby to robić?- Nie wiem.On i Nadolny niezle kombinowali.Z jednej strony wszyst-ko miało być w białych rękawiczkach, po bożemu.Ale to nie daje efektów.Więc ktoś musiał też grzebać w gównie.- To znaczy? - To znaczy, że oficjalnie szef reprezentował tureckich inwestorów.Anieoficjalnie pracował też dla konkurencji.Czyli Rosjan.Niezależnie odtego, kto w końcu dostanie tę cholerną petrochemię, on i tak skasuje prowi-zję, rozumiesz?- I to dlatego go zatrzymano? %7łe działał na dwa fronty?- E.nadal uważam, że to pokazówka.Chciał być za sprytny.Przedo-brzył.Komuś jest na rękę, żeby wypadł z gry, a razem z nim ci Turcy.Towielki biznes, Tymon.Myślisz, że nikt tego nie kontroluje? %7łe ruskie służbynie nacisną, gdy trzeba? A skoro ruskie, to czemu nie polskie?- Mówiłeś komuś o swoich podejrzeniach? Rozmawiałeś z Nadolnym?- Tylko przez Witz-Deszyńskiego, tego adwokata.Bezpośrednio nie.Aco do Dębczaka.No, to właśnie mówię tobie.Komu mam powiedzieć, poli-cji? Oni chcą tylko jak najszybciej zamknąć sprawę i iść do domu! A zresztą,jakie mam dowody?- Mogę ci jakoś pomóc? Ktoś się tam tobą opiekuje?- Starzy przyjechali.Są spanikowani, na wiele się nie przydadzą.Spró-buj powęszyć.Zwijają biuro w Nicei czy nie? No i sprawdz dla mnie jedenadres, okej?- Adres?- Stronę internetową.Prześlę ci namiary esemesem.Muszę mieć coś nanich.Tego, co zebrałem, nie da się tak szybko odtworzyć.Nie wiem, co sięstało z materiałami, które miałem w samochodzie.Może to o nie im chodziło.Tymon, nie bredzę w malignie.To poważna sprawa, stary.Poważna jak dia-bli.Esemes od Sergiusza przyszedł po kilku minutach.Adres i kody.Okej,nie ma sprawy.Ale nic poza tym.Jakiś pieprzony aferzysta, jakaś pokręconaUkrainka.%7ładnych więcej ruchów.Jutro sprawdzi, kiedy są wolne miejscaw samolocie do Warszawy, i poleci choćby zaraz.Podniósł się, zapłacił i poszedł w górę rue Mass�na, w kierunku rue deFrance.Przy placu Magenta, na pierwszym piętrze, nad snack-barem owdzięcznej nazwie La Fontaine, odnalazł kawiarenkę internetową; był tu jużdwukrotnie, żeby przejrzeć maile.Niby mógł skorzystać z komputera w biurze, ale nie chciał się wpraszać do G�raldine, która była tak bardzo zajęta, żerobiła mu łaskę, nawet gdy miała tylko powiedzieć Bonjour,Zajął miejsce przy jedynym wolnym monitorze i wpisał adres przysłanyprzez Sergiusza.Strona, która wieki pózniej (ależ to powoli chodzi!) sięotworzyła, była bardzo uboga.Właściwie zawierała tylko dwa słowa:Welcome i Password.Poniżej migał kursor.Tymon wpisał kod i po długiejchwili otworzyło się nowe okno z żądaniem hasła.Co, do cholery, jeszcze razto samo? Zerknął do esemesa.No tak, kody są dwa.Spróbujmy.Tym razem jego cierpliwość została wystawiona na bardzo poważną pró-bę.Jak tak dalej pójdzie, Sergiusz znajdzie nową pracę, ożeni się i ochrzcidzieci, a on nadal będzie tkwić przed komputerem na placu Magenta, czeka-jąc Bóg raczy wiedzieć na co.Zestawienia nielegalnych transakcji, listę prze-kupionych urzędników państwowych, adresy i telefony bossów świata prze-stępczego.Bzdury.No, otwierajże się!Nareszcie.Zdjęcie jakieś, już widać czubek głowy.Dziewczyna.Fajnanawet, ale zbyt plastikowa jak na jego gust.To spojrzenie przymrużonychoczu, te wydęte usta i ostry makijaż.Następna.Egzotyczna uroda, skośneoczy - bambus, jak powiedziałby Sergiusz.I jeszcze jedna: włosy kolorupszenicy, pucołowata buzia, no, po prostu typowa Słowianka, jak z kataloguniemieckiego biura podróży.Młodziutka, jeszcze dziecko.Czwarta wyglądana Hinduskę, jest zresztą najładniejsza z nich wszystkich.Okej, co teraz?Poruszył kursorem.Aha, najeżdżając na zdjęcie, podświetla je.Powiększa-nie? Sprawdzmy Hinduskę.Kliknął z dojmującym uczuciem d�j� vu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl