[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli rzeczywiścietak jej na nim zależy, to przyjdzie.A wtedy on będzie musiał wybrać: Albo jest szalona iwówczas korzyści przyniesie mu wejście do jej świata.Z tym sobie poradzi.Siedzenie myśliinnych jak w tańcu było dla niego łatwą rzeczą nawet bez wizji.Ale w głębi serca dręczyło go inne podejrzenie:Być może ona wcale nie jest szalona.Może myśli równie jasno albo jeszcze jaśniej niż większość ludzi.W takim razie jest zła.Ale to trudno było sobie wyobrazić.Do tej pory nie zrobiła tak naprawdę nic złego.Nawet gdy leżał związany w ciasnej trumnie na statku, traktowała go z czułością i wielkątroską.Nawet gdy się złościł albo groził, nigdy nie wpadała w gniew.Tylko się smuciła.To musi być szaleństwo.Choroba.Gdyby tylko udało mu się przyłożyć do niej dłonie,to być może bijące od nich ciepło zdołałoby ją uzdrowić.Pokręcił głową.Przyłoży do niej dłonie.Nie, to niemożliwe.To zbyt niebezpieczne.ROZDZIAA XI- No to co ja mam robić? Ona się do mnie nie odzywa! Nie rozmawia z nikim!Ledwie przewraca oczami i uśmiecha się tak, że ciarki mi przechodzą po plecach!- Je coś? - spytała zatroskana Emmi.Johanna westchnęła:- Tak, przełyka wszystko, co przed nią stawiam, ale nie czuje smaku.Wiem, bowczoraj solniczka wpadła do rondla.Reina pierwsza dostała jedzenie, zjadła wszyściutko doostatka.A kiedy my siedliśmy do stołu, już po pierwszej łyżce wydało nam się, że pomrzemy.Emmi z powagą przytaknęła.Ciemne oczy Astrid śledziły tę rozmowę od stolika przykominku.Aurora przysypiała na dywanie z ręką pod głową, wcześniej ułożyła się tak iczytała.- Co więc mam zrobić? - powtórzyła Johanna.- Boję się, że ją straciliśmy, a nie wiem,czy starczy mi sił również na to, żeby i ona.Emmi zdecydowanie wstała.- Musisz teraz myśleć o sobie.Może Reina po prostu nie radzi sobie z tym smutkiem,większym, aniżeli jesteśmy w stanie sobie wyobrazić? Była przecież bardzo przywiązana doojca, słyszałam już o takich przypadkach.Ale takie dzieci często wracają do siebie, pewnegodnia nagle znów są gotowe na spotkanie ze światem.Może tak będzie, gdy małe się urodzi.Johanna popatrzyła w dół.Brzuch w ostatnich tygodniach nie powiększył się jakośszczególnie, lecz ciężar stał się dotkliwszy.- Boję się - szepnęła.Emmi spostrzegła, że pod jej zmęczonymi powiekami cisną się łzy.Drobna kobietaserdecznie objęła Johannę.- Nie bój się, jesteśmy tutaj.Pomożemy ci we wszystkim.Johanna poczułarozsadzający ból i krzyknęła:- Nikt nie może mi pomóc, tylko ja sama! Jestem wszystkim, co mam! Nikt inny niemoże tego dzwigać za mnie!- Cicho, cicho - miękko łagodziła Emmi.- Być może rzeczywiście nie udzwigniemytwojego ciężaru, lecz przecież możemy iść razem z tobą.I pójdziemy.Posłuchaj tylko, oczym pomyślałam.Oczy Johanny wyschły, ale twarz, gdy kiwała głową, wyglądała na sztywną maskę.- Tak, tak chyba będzie najlepiej.W Kopenhadze na pewno ktoś zdoła jej pomóc.Najlepsi lekarze.Emmi uścisnęła dłoń Johanny.- Może nawet lekarze okażą się niepotrzebni, może sama podróż dobrze jej zrobi.Zawsze przecież powtarzała, że chciałaby zobaczyć jakieś nowe miejsca.Pamiętasz, jakchłonęła każde słowo z ust Marji? Jak ją wypytywała, jak chciała się dowiedzieć wszystkiegoo tych nieznanych miastach, o dziwnych ludziach?- Tak.może właśnie tego potrzeba, jakiejś odmiany.Emmi zadowolona kiwnęłagłową.Wymieniła spojrzenia z Aurorą.- Wobec tego wyjedziemy, jak tylko nastanie prawdziwa wiosna.Po Wielkanocy.Gdy dziecko się urodzi i ty z powrotem staniesz na nogi.- Mhm.Johanna sprawiała wrażenie nieobecnej duchem.Teraz, gdy twarz miałaspokojną i rozmarzoną, po policzku spłynęła jej samotna łza.- Będziemy się nią dobrze opiekować, moja kochana, tak żebyś ty mogła zająć sięmaleństwem, no i sobą.Benjamin ci pomoże.On rozumie znacznie więcej, niż ci się byćmoże wydaje.Jest już dorosły.Johanna lekko skinęła głową.Przed oczyma stanął jej syn, który ostatnio zaczął nosićubrania Raviego.Było to zarazem bolesne i miłe, gdy widziała go w czerwonej kamizelce,którą ojciec wkładał podczas wielu pamiętnych okazji.Emmi lekko poklepała Johannę po ramieniu.- Idz się teraz położyć, odprowadzę cię do domu.I sama zajrzę do Reiny.Na pewnośpi już spokojnie.- Dobrze - zgodziła się Johanna słabym głosem i pozwoliła sobie pomóc wstać zgłębokiego fotela.W plecach poczuła kilka ostrzegawczych skurczów, dziecko niedługo przyjdzie naświat.Już wkrótce nadejdzie ten czas.Z doświadczenia wiedziała, że pózniej poczuje się owiele silniejsza.Gdy Emmi i Johanna z uśmiechem przyklejonym do warg opowiadały o podróży, natwarzy Reiny nie widać było żadnego najmniejszego nawet poruszenia.Dziewczynka stałaprzy piecu i posłusznie mieszała w garnku z gęstą siarą z pierwszego cielenia, z której miałapowstać masa serowa.To prawdziwe odświętne jedzenie, mleko gotowano dopóty, dopóki niewydzieliła się z niego brunatna grudkowata masa, słodkawa i bardzo pożywna.- Rozumiesz, Reino? Zobaczysz królewskie miasto, o którym tyle mówiłaś.Uniwersytet, o którym ci opowiadałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]