[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po zabójstwie Venta i innych zdarzeniach, które potem nastąpiły, oddział ochrony osobistej rycerzaSonnenberga został powiększony i dzielił się w drodze na dwie części.Kilku knechtów pod wodząnowego giermka, Jawnuty,jechało o staję w przodzie, bacznie obserwując drogę, zwłaszcza kiedy szła ona lasem.Reszta oddziałujechała tuż za rycerzem.Te środki bezpieczeństwa stały się konieczne, gdyż nad głową rycerza Sonnenberga zawisła poważnagrozba.Zaczęły się bowiem pojawiać zagadkowe przesyłki z uciętymi skokami zajęczymi, a potemnastąpił napad.�w Benko mianowicie w czasie jednej z podróży brata Sonnenberga urządził na niegozasadzkę.Tylko dzielna postawa knechtów i wyjątkowe poświęcenie nowego giermka, który własnąpiersią osłaniał swojego rycerza, wyratowały go z opresji.Napastnicy zostali odparci.Pozostawilidwóch swoich ludzi na drodze i uciekli, kryjąc się w gąszczu lasu.Padło również paru knechtów zorszaku rycerza, a reszta była mocno poturbowana.Giermek powiedział potem rycerzowi w poufnejrozmowie, że rozpoznał wśród napastników Benka.Zdarzenie to było kolejnym potwierdzeniem rodzącego się poglądu rycerza Sonnenberga, że strataVenta nie była znów tak bardzo dotkliwa.Nowy giermek bowiem okazał się bardziej sumienny,dokładny i staranny zarówno o osobistą wygodę rycerza, jak i o stan wierzchowców i rycerskiegosprzętu.Fakt zaś, że tylko on jeden wiedział, jak ów Benko wygląda, uczynił zeń niezastąpionegoczłowieka.W wypadkach bowiem zemsty osobistej o czym Krzyżak wiedział dobrze sama śmierć,a zwłaszcza skrytobójcza, nie była dostatecznym wyrównaniem rachunków.Pełne zaspokojeniedawało tylko zabójstwo krzywdziciela dokonane ręką skrzywdzonego, i to w bezpośrednim starciu.Jeśli więc Jawnuta znajdował się w pobliżu, nie mogło być mowy o zaskoczeniu, a to już dawało czasna przygotowanie obrony.Chętnie też rycerz gawędził ze swoim giermkiem czy to przed spoczynkiem na postoju, czy w czasiedrogi, kiedy rozmową można było rozproszyć nudę podróży, zwłaszcza że brat Sonnenberg nie lubiłwokół siebie ciszy i milczenia.Podczas tych rozmów giermek odzywał się mało, ale umiał krótkim, w porę rzuconym pytaniempodtrzymać temat lub nadać mu nowy, równie ciekawy kierunek.Wreszcie Jawnuta znał tajemnicęrycerza, przeto i w tym zakresie nie potrzebował on hamować swojej chęci do zwierzeń.I niehamował.Najchętniej mówił o zgryzocie, co niby zadra tkwiła mu w sercu.Rozmiłował się bowiem wkobiecie, która odpłacała mu wzgardą.Pragnął jej, weszła mu w krew, jakby już innych kobiet naświecie nie było, ale pragnienieto mógł zaspokajać, tylko biorąc ją siłą, bo stale stawiała mu opór.Wciąż więc na nowo zadawał swejbrance gwałt, rozumiejąc jednocześnie, że w ten sposób tylko pogłębia jej nienawiść.Nie widział dlasiebie wyjścia, to zaś, że mógł o tym z kimś mówić, ujmowało sercu ciężaru.Zza stoku wzgórza ukazało się kilka chłopskich wozów spiesznie zjeżdżających w bok na widokzbrojnych.Przedni oddział zatrzymał się przy nich na chwilę, po czym ruszył dalej.Kiedy z kolei ichmijali, rycerz nawet na chłopków nie spojrzał, tak pewny był Jawnutowego oka.Ponieważ zaczęło mu się nudzić, pchnął knechta do przodu, aby przywołał giermka.Po chwili jechałon, zgodnie ze zwyczajem, po lewej stronie, zważając, by koński łeb nie wysforował się przed postaćrycerza. W brzuchu mi już kręci, chyba pora zrobić postój rzucił Sonnenberg przez ramię, kiedy kątem okadojrzał giermka przy sobie.Benko spojrzał na niebo. Jeszcze nie południe.Podciągniemy z milę i dopiero wtedy się zatrzymamy. Bodaj psy zżarły taką służbę! Tłucze się człowiek po gościńcach jak wędrowny kramarz! I Witold, iWładysław nasyłają nam wciąż szpiegów, opędzić się już nie można! Toteż nie wiem, czemu komturowie od razu nie wieszają tego robactwa, miast przysparzać namtyle mitręgi.Mało co siedzicie w Malborku, panie.Sonnenberg sapnął ze złością. Taka to już służba! Ale od razu wieszać też niedobrze.Zdarza się czasami coś ciekawego od nichwydobyć.Potem, skrawek dokładając do skrawka, niejednego można się dowiedzieć. W Ornecie chyba wytchniemy?Sonnenberg obejrzał się nieco za siebie, by przekonać się, jak daleko jest podążający za nim oddział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]