[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mr Big (marszcząc brwi): Jeśli będę potrzebował twojej pomocy.Potem Mr Big wstał.Był nawet niższy, niż sądziłam.Miał bardzo krótkie no-gi.Mr Big: Teraz mam spotkanie.Colin podrzuci pani pózniej niezbędne mate-riały: broń, pieniądze, zdjęcia Detty, Raceya, wszystko, co trzeba.Jeszcze jedno,RLpanno Walsh.Jeśli pani to spieprzy, będę zły.A gdy ostatnio ktoś mnie rozzłościł- kiedy to było, Colin? w zeszły piątek? - to go ukrzyżowałem na tym stole bilar-dowym.Ja: Pan osobiście? Czy jeden z pańskich asystentów?On: Ja osobiście.Nigdy nie proszę moich ludzi o zrobienie czegoś, czego niebyłbym gotów zrobić własnymi rękami.Ja: Ależ dokładnie to samo wydarzyło się w filmie Przyzwoity przestępca.Niemógł pan wykorzystać własnej wyobrazni i ukrzyżować go na czymś innym? Naprzykład na kontuarze baru?%7łeby odcisnąć na nim swój osobisty ślad.Nikt nie lubi papug.Spojrzał namnie z rozbawieniem i - powiadam Ci, Anno -dobrze, że nie uznaję strachu, bo wprzeciwnym razie narobiłabym w majtki.I tym frapującym akcentem opowieść się kończyła.Gorączkowo przejecha-łam kursorem w dół, żeby sprawdzić, czy jest coś więcej, ale nie było.Niech toszlag.Bardzo mi się podobało.Niezależnie od tego, jak się upierała, że każdesłowo jest prawdziwe, wiedziałam, że mocno przesadza.Helen była jednak takzabawna, nieustraszona i pełna życia, że trochę jej radości spłynęło na mnie.Rozdział 9Znowu spojrzałam na zegarek.Minęły tylko cztery minuty od chwili, gdyostatni raz sprawdzałam, która jest godzina.Jak to możliwe? Miałam wrażenie,że co najmniej piętnaście.Chodziłam - prawdę mówiąc: z nerwową ekscytacją biegałam - po mieszka-niu, czekając, aż nadejdzie pora, aby wyjść do owego kościoła spirytystów na ichRLniedzielną mszę.Trzeba było wielkiej powściągliwości, by nie mówić o tym ni-komu: Rachel, Jacqui, Teenie ani Danie.Jedynie strach, że mogłyby mnie po-ćwiartować, kazał mi milczeć.Chodziłam tam i z powrotem z salonu do sypialni, pertraktując z Bogiem, wktórego już nie wierzyłam.Jeśli dzisiaj Aidan się pokaże i porozmawia ze mną,to.to.Co? Znowu w ciebie uwierzę? To chyba uczciwa propozycja, prawda?- Widzisz? - mówiłam do Aidana.- Widzisz, co obiecałam.Widzisz, jak dale-ko jestem gotowa się posunąć.Więc lepiej się pokaż.RLWyszłam z domu o wiele za wcześnie.Wysiadłam z metra na skrzyżowaniuCzterdziestej Drugiej z Siódmą i dalej szłam przez miasto, mijając aleje - Siód-mą, �smą i Dziewiątą -z żołądkiem skurczonym ze zdenerwowania.Im bardziej zbliżałam się do Hudsonu, tym bardziej przygnębiający i porto-wo-magazynowy stawał się krajobraz.Ta część miasta była zupełnie innymświatem niż Piąta Aleja.Budynki, niższe i bardziej ściśnięte, przyczaiły się nachodniku, jakby się bały, że ktoś je zburzy.Tutaj zawsze było chłodniej i nawetpowietrze wydawało się inne, ostrzejsze.Z każdym krokiem na zachód narastało we mnie zdenerwowanie: tu nie mo-gło być żadnego kościoła.Co powinnam zrobić? - zapytałam Aidana.- Iść dalej?Poczułam się jeszcze gorzej, gdy wreszcie znalazłam budynek.Z pewnością niewyglądał jak kościół.Raczej jak jakiś zaadaptowany magazyn.Nie najlepiej za-adaptowany.Popełniłam jakiś okropny błąd.Napis na ścianie w holu informował jednak, że Kościół Komunikacji Spiryty-stycznej mieści się na czwartym piętrze.Ten kościół naprawdę istniał!Jacyś ludzie przeszli obok mnie, więc przepełniona nagłym szczęściem po-biegłam i wcisnęłam się za nimi do windy.Były tam trzy kobiety mniej więcej wtym samym wieku co ja.Wyglądały całkiem normalnie: jedna trzymała rekla-mówkę, przysięgłabym, Marca Jacobsa, druga zaś, co zauważyłam po chwili,miała paznokcie pomalowane prawie mnie zatkało -lakierem Candy Girrl o na-zwie chickachickachicka" (jasno-żółty).Ze wszystkich marek na całym świeciewybrała właśnie tę? Przypadek? Potraktowałam to jako Znak.- Które piętro? zapytała reklamówka Marca Jacobsa.Stała najbliżej przyci-sków.- Czwarte - odpowiedziałam.- Tak jak my.- Uśmiechnęła się.Odwzajemniłam uśmiech.RLNajwyrazniej rozmawianie ze zmarłymi w niedzielne popołudnie było czymśbardziej powszechnym, niż wcześniej przypuszczałam.Wyszłam za nimi z windy i pustym korytarzem przeszłam do pokoju pełnegoinnych kobiet.Wszystkie zaczęły się witać, a jakaś egzotycznie odziana postaćpodeszła do mnie.Miała długie, ciemne włosy, nagie ramiona, długą spódnicę zfalba-nami (przypominającą mi moje młode lata) i tony filigranowej złotej biżu-terii na szyi i wokół talii, a także na nadgarstkach, ramionach i palcach.- Cześć - powiedziała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]