[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Muszę zamienić z tobą kilka słów.Baker właściwie sam nie wiedział, czemu w ogóle starał się nawiązać rozmowę w przyjacielskim tonie.Po dwakroćmusiał wyciąć nieprzyjemny numer Vollmerowi, a on nie nale\ał do osób, które gotowe są machnąć ręką i powiedzieć: Co się stało, to się stało, trudno.Vollmer wychylił łyk i znowu wpatrzył się w Bakera. Oficer SS, na którego widok \ywiej bije serce Hitlera , pomyślał Baker.Jasne włosy, niebieskie oczy, muskularna,sprę\ysta sylwetka, uosobienie prawdziwego Aryjczyka. O co chodzi?  spytał Vollmer. Nie tutaj  sprzeciwił się Baker. Moglibyśmy pójść do ciebie?Powiedziawszy coś do barmana, który wziął jego szklaneczkę i umieścił w kuble z lodem, Vollmer zeskoczył zestolika, wziął thompsona i opuścił bar, a Baker poszedł w jego ślady.Bez słowa zjechali windą dwa piętra, potem poszli korytarzem do numeru Vollmera: mały pokój i znacznie większasypialnia z balkonem, z którego widać było Atlantyk i wspaniałą pla\ę. Nie wiem, czy to bezpieczne miej sce  uprzedził Vollmer. Nie szkodzi, to nie potrwa długo.Z kieszeni na piersi wyjął dwie spięte gumką tekturki o rozmiarach osiem na dwadzieścia centymetrów oraz dziwniedu\e wieczne pióro. To niemieckie?  spytał zaciekawiony Vollmer.Baker przytaknął. Miałem kiedyś takie. Siadaj, Erik  powiedział Baker, wskazał mały stolik do pisania, a jednocześnie spomiędzy tekturek wyjąłpocztówkę i dwie kartki papieru tej samej wielkości.Vollmer przyjrzał się pocztówce, na której widniał Kurhotel znajdujący się w Bad Ems. O co chodzi? Mamy tylko tę jedną kartkę, więc niczego nie mo\na spieprzyć.Dokładnie przepisz zawartość jednej kartki nadrugą.Na zapisanej kartce znajdował się adres: Herr Joachim Freienstall, 74 76 Beerenstrasse, Berlin/Zehlendorf, a tak\ewiadomość (po niemiecku):  Bardzo za Tobą tęsknię.Przeka\, proszę, moje pozdrowienia tacie i profesorowi Dyerowi.Pozdrawiam serdecznie, Willi von K. Kim jest Freienstall? Co to za Willi von K., do jasnej cholery? Nic cię to nie obchodzi. Jeśli mnie nie obchodzi, to czemu niby mam pisać? Dobra, ujmijmy to tak: nie ma potrzeby, abyś o tym wiedział. To sam sobie pisz swoją pieprzoną kartkę.  Erik, nie ma czasu.Zrób to, o co się proszę.Przez chwilę spoglądali sobie w oczy. Muszę wiedzieć, co za skurwysyństwo znowu montujesz.I na kogo. W tej chwili to niemo\liwe. Kurwa mać!  prychnął Vollmer, chwycił wieczne pióro i skopiował treść jednej kartki na drugą.Baker chwilę oceniał efekt, a potem rzekł: W porządku.Teraz to samo na pocztówce. Gdy Vollmer wykonywał polecenie, Baker wyjął zapalniczkę ipodpalił pierwszą kartkę papieru, a gdy uznał, \e z pocztówką równie\ poszło dobrze, tak samo postąpił z drugą kartką. Wstań.Gdy Vollmer posłuchał, Baker zajął jego miejsce przy stoliku i na blacie uło\ył obok siebie kartoniki i pocztówkę.Poślinił palec wskazujący i potarł nim nazwisko odbiorcy, tak i\  Joachim Freienstall zrobił się nieczytelny.Vollmer uniósł brwi, ale nic nie powiedział.Baker poczekał, a\ ślina wyschnie, po czym bardzo starannie wytarł pocztówkę chusteczką do nosa, szczególną uwagąobdarzając lśniącą stronę z wizerunkiem hotelu.Teraz, nadal trzymając kartkę przez chusteczkę, podał ją Vollmerowi, tenjednak stał nieruchomo. I co?  spytał po chwili. Wez pocztówkę i ułó\ ją na kartonie. Wystarczy kciuk i palec wskazujący czy odcisnąć te\ inne?  spytał ironicznie Vollmer. Mo\e tylko kilka razy przełó\ z jednej ręki do drugiej  zasugerował Baker.Vollmer zrobił, jak mu polecono, awtedy Baker przykrył pocztówkę drugim kartonikiem, znowu spiął oba gumkąi schował do kieszeni. Chyba nie muszę dodawać, \e nie nale\y o tym wspominać komukolwiek, prawda? Z ciebie, Baker, jest perfidny skurwysyn, a ja nie mam zielonego pojęcia, po co ci to wszystko potrzebne. W naszym biznesie, Erik, takie słowa to prawdziwy komplement  powiedział Baker i wyciągnął rękę. Towszystko, chyba \e mógłbym zrobić coś dla ciebie w Waszyngtonie.Vollmer ostentacyjnie zignorował wyciągniętą dłoń. Nie ma nic takiego.Zresztą, dostatecznie du\o ju\ zrobiłeś, mo\e nie dla mnie, lecz mnie. Przykro mi, \e tak to odbierasz, Erik. Nie wątpię.Baker wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju.Vollmer przez dobrą minutę wpatrywał się w zamyśleniu w drzwi, apotem nagle się o\ywił. Cholera jasna!  krzyknął i pobiegł do windy.Za kwadrans szósta umówił się w barze na dachu hotelowym z pracującą w Czerwonym Krzy\u dziewczyną owspaniałych oczach.4Hotel Wardman ParkWaszyngton16 grudnia 1942 rokuMajor Peter  Doug Douglass junior, który był niski, jak na lotnika, i nie wyglądał na swoje dwadzieścia pięć lat,chciał się po\egnać z ojcem przed wyjazdem do Europy.Najprościej byłoby wylądować P 38 w Waszyngtonie, ale PeterDouglass senior był komandorem i Doug wolał nie ryzykować, i\ po\egnanie zamieni się w ojcowski wykład na tematzagro\eń, jakie dla wojskowej kariery stanowi niefrasobliwe traktowanie regulaminów i rozkazów.Nale\ało oczekiwać,\e gdyby w okolicach Waszyngtonu zgłosił kłopoty z silnikiem, efekt  po dokładnym sprawdzeniu okoliczności byłby bardzo zbli\ony.Niemniej w drodze pomiędzy Alabamą a Karoliną Północną Doug znalazł rozwiązanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl