X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieważne, co sprawiło, że zapłonęła pierwsza iskra, jak niewytłumaczalne i słabiutkiebyły jej początki, w końcu buchnął z niej płomień tak potężny, że spalił doszczętnie rodzinneplany, pozostawiając czysty teren, na którym Daniel mógł już teraz postawić fundamenty swojejwłasnej przyszłości.I na pewno w całym tym procesie miał swój udział Andr�s Fontana.Być może żaden z nich nie zdawał sobie z tego sprawy, ale wszystko zaczęło się odpewnego wersu.Nieskomplikowanego wersu, zapisanego odręcznie, znalezionego w kieszenizmarłego poety.Dziewięć słów, pozornie tylko prostych, których znaczenia Daniel być może niezrozumiałby nigdy, gdyby jego profesor nie otworzył mu oczu.Dziewięć słów, które Andr�sFontana zapisał kredą na tablicy.Estos d�as azules y este sol de la infancia.Te błękitne dni i tosłońce dzieciństwa. Jakie było to słońce dzieciństwa Antonia Machado, profesorze?Pytanie zadała bystra studentka w ogromnych okularach w rogowej oprawie i o szczurzejtwarzy, która siadywała zawsze w pierwszej ławce. %7łółte i jasne, jak to słońce  wyrwało się jakiemuś żartownisiowi. Niektórzy się roześmieli.Fontana nie.Daniel też nie. Człowiek docenia słońce dzieciństwa dopiero wtedy, kiedy je straci  powiedziałprofesor, siadając na krawędzi stołu z kredą w dłoniach. Kiedy straci słońce czy dzieciństwo?  zapytał Daniel, podnosząc do góry ołówek. Kiedy traci ziemię, po której zawsze chodził, dłonie, które go przytulały, dom, wktórym dorastał.Kiedy odchodzi na zawsze, popychany przez niezależne od niego siły, i jestpewien, że nigdy nie wróci.I wtedy profesor, który dotąd zachowywał się z rezerwą i punkt po punkcie realizowałskrupulatnie program, na chwilę pozbył się maski surowego wykładowcy i przemówił.Opowiedział o stracie i o wygnaniu, o literaturze pisanej na obczyznie, o pępowinie pamięci,której nie sposób przeciąć, choćby od słońca twojego dzieciństwa oddzieliły cię góry i oceany.Kiedy zajęcia dobiegły końca, Daniel podjął już decyzję co do swojej przyszłejspecjalizacji.Kilka tygodni pózniej, po zajęciach poświęconych wierszowi Miguela HernandezaKołysanki o cebuli, Fontana niespodziewanie zwrócił się do swoich studentów z prośbą: Potrzebuję ochotnika&Nie zdążył dokończyć zdania, a Daniel już uniósł do sufitu swoje długaśne ramię. Nie sądzi pan, panie Carter, że zanim się pan zgłosi, powinien pan wiedzieć, do czegomi ów ochotnik potrzebny? Wszystko jedno, profesorze.Możesz na mnie liczyć. Może pan na mnie liczyć. Przepraszam, może pan na mnie liczyć.Postawa młodzieńca wprawiała ostatnio Fontanę w zdumienie.Przez te wszystkie latapracy na amerykańskich uczelniach zdążył się już zetknąć ze studentami najrozmaitszegoautoramentu; niewielu z nich jednak przejawiało podobny entuzjazm jak ten długowłosy chłopako nieco niezdarnych ruchach. Będę pana potrzebował przez trzy dni.Przygotowujemy spotkanie hispanistów, coś wrodzaju kongresu.Goście przyjadą w czwartek, potrzebuję kogoś w pełni dyspozycyjnego aż dosoboty po południu, kogoś, kto bez szemrania odprowadzi gości do hotelu i zamówi nam kawę.Nadal mogę na pana liczyć czy już się pan rozmyślił?Chociaż cytat z Machada stał się kiedyś dla Fontany pretekstem, by odłożyć na chwilęprogram i poświęcić zajęcia na opowieść o wygnaniu, Daniel nie miał pojęcia o licznychprofesorach i adiunktach hiszpańskich uniwersytetów, którzy dwie dekady wcześniej zostalizmuszeni do wkroczenia na tę trudną ścieżkę.Niektórzy opuścili kraj jeszcze w czasie wojny,inni już po jej zakończeniu, kiedy dowiedzieli się, że nie będą mogli powrócić na swojestanowiska.Większość rozpoczęła tułaczkę po krajach Ameryki Południowej i Zrodkowej,szukając nowego miejsca, garstka postanowiła spróbować szczęścia w Stanach Zjednoczonych.Byli tacy, którzy po wojnie wrócili do Hiszpanii i przystosowali się do twardych wymagańreżimu.Byli i tacy, którzy wrócili i wytrwali w swoich przekonaniach, nie bacząc na represje.Niektórzy nie wyjechali nigdy, spędzili całe życie na wewnętrznej emigracji, w smutnym świecieprzemilczeń i niedomówień.Diaspora hiszpańskich intelektualistów była całkiem potężna iwłaśnie z niektórymi z nich miał się spotkać już za kilka dni Andr�s Fontana. Nie, panie profesorze, możesz na mnie liczyć.Fontana nie miał czasu, by go poprawić, chłopak, przeczuwając, że znów powiedział cośnie tak, szybko dorzucił:  Do usług, panie profesorze.Starał się, by jego głos zabrzmiał pewnie i przekonująco, chociaż sprawa nie była wcaletaka prosta.Miał przecież pracę w fabryce Heinza, bite pięć godzin każdej nocy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl