[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rustyoznajmił, że zajmie się restauracją; ona miaławypocząć, odzyskać zdrowie i równowagę.Kiedychciała zaprotestować, przypomniał jej, że wielo-krotnie zastępował Charlie w prowadzeniu lokalu.Cóż miała robić? Zgodziła się.Dopiero kiedy weszła do pustego domu i roze-jrzała się po pokojach, doznała olśnienia.Owszem,jest u siebie, ale wcale nie czuje się z tego powoduszczęśliwa.Brakowało jej porośniętych lasami gór, krajob-razów poprzecinanych wstęgami rzek i plamamijezior.I brakowało Trace a.Wydawało jej się, żeminęły wieki, odkąd trzymał ją w ramionach i po-cieszał, gdy rozpaczała po śmierci matki.Czuła się zdradzona przez swą rodzinę i zapom-niana przez mężczyznę, który obiecał ją kochać.Conie zmienia faktu, że wciąż za nim tęskni.Podeszła do okna i odciągnęła zasłony, jakbyliczyła, że tam, na zewnątrz, znajdzie odpowiedzina nurtujące ją pytania.Nie znalazła.Widziałajedynie mknące autostradą samochody.Od czasu doczasu, gdy któryś skręcał na parking przed restaura-cją, przez moment blask reflektorów oświetlał całejej mieszkanie.Wzdychając cicho, zasłoniła okno.Sama siebienie poznawała; nigdy dotąd nie była tak smutnai rozgoryczona.No ale też nigdy wcześniej niedoświadczyła tylu nieprzyjemnych zdarzeń cow ciągu ostatnich kilku dni.Malone owie porządniedali jej się we znaki.Jeśli więcej się z nimi niezobaczy, trudno; przeboleje to.Natomiast nie byłapewna, czy zdoła przeboleć rozstanie z Trace em.Pojedyncza łza popłynęła jej po policzku. Cholera jasna, Trace! mruknęła pod nosem. Najpierw cię polubiłam, potem cię pokochałam,a teraz co? Mam zapomnieć, że cię spotkałam? Niepotrafię.Nie umiem.Jakiś samochód z głośnym piskiem opon skręciłna plac przed restauracją.%7łwir, którym posypanybył parking, zaskrzypiał pod kołami.Honor zacis-nęła zęby.Miała nadzieję, że rajdowiec nie wpadłna inny samochód.Nie byłaby to pierwsza stłuczkaprzed ,,Charlie s .Nagle usłyszała zbliżające się szybko kroki; ktośbiegł po placu w stronę jej domu, jednym susempokonał dwa schodki prowadzące na ganek i pochwili zaczął walić pięścią w drzwi, domagając się,by go wpuszczono.Honor cofnęła się w najciem-niejszy kąt salonu; serce waliło jej młotem.Po parusekundach rozległ się głos, w którym pobrzmiewałazłość, ale i troska.Głos, którego nie spodziewała siękiedykolwiek więcej usłyszeć. Honor! Wiem, że tam jesteś! wołał Trace. Rusty mi powiedział.Na miłość boską, kochanie,otwórz.Z jednej strony czuła ogromną radość, że przyje-chał, z drugiej strony złość, że zjawia się dopieroteraz.Gdzie był, kiedy go potrzebowała? Przezmoment zastanawiała się, czy w ogóle warto ot-wierać drzwi.Ale przekonały ją jego następnesłowa. Proszę cię, Skarbie.Chcę na własne oczyzobaczyć, że nic ci nie jest.Już nigdy nikomu niepozwolę cię skrzywdzić.Przysięgam.Otworzyła. Już mi to kiedyś obiecałeś powiedziałaoskarżycielskim tonem.Stali w ciemnościach, twarzą do siebie.Ciszai napięcie wisiały w powietrzu, dzieląc ich niczymgruba kurtyna.Wreszcie Honor cofnęła się, po-zwalając Trace owi wejść do środka.Zamknął zasobą drzwi i zmrużył oczy, usiłując przebić wzro-kiem mrok. Dlaczego nie oddzwoniłaś, kiedy zostawiłemci wiadomość? Dlaczego nie odezwałaś się, kiedyleżałaś w szpitalu? Co ja, u diabła, takiego zrobiłem,że odwróciłaś się ode mnie?Rozpacz w jego głosie uzmysłowiła jej, że obojepadli ofiarą spisku.Albo że los się przeciwko nimsprzysiągł. Nikt mi nie przekazał żadnej wiadomości powiedziała cicho. Po pierwszym razie sama dociebie zadzwoniłam, ale nie oddzwoniłeś.Tak stra-sznie się bałam.Obiecałeś, że wrócisz, jeżeli będępotrzebowała pomocy.Miałam tylko zadzwonić.I tak zrobiłam.Ale nie przyjechałeś.Trace jęknął w duszy.Ileż bólu sobie zadali!Wszystko dlatego, że zlekceważył wewnętrznygłos, który nakazywał mu nie opuszczać Kolorado.Zgarnął ją w ramiona.Nie mógł się powstrzy-mać.Nie wystarczyło mu, że ją widzi i słyszy.Chciał czuć bicie jej serca, chciał.Syknęła z bólu.Przerażony, opuścił ręce. O Boże, maleńka! Zapomniałem o tym wypad-ku.Proszę cię, nie wyrywaj mi się.Nie uciekaj odemnie.Skoro ja nie mogę objąć ciebie, to chociaż typrzytul się do mnie.Jej opór gwałtownie malał.Wahała się tylkoprzez moment, po czym wzdychając z rezygnacją,postąpiła krok naprzód i przywarła do niego całymciałem. Przepraszam, że cię zostawiłem szepnął,delikatnie opierając brodę o jej włosy. %7łe musiałaśsobie sama radzić.To się już nigdy nie powtórzy.Przysięgam na wszystkie świętości.Tylko daj midrugą szansę.Błagam.Pocałował ją w czubek głowy, po czym wsunąw-szy palce w jej włosy, delikatnie pociągnął kilkakosmyków.Kiedy zdziwiona uniosła twarz, przyci-snął usta do jej warg w czułym, a zarazem pełnymnamiętności pocałunku.Miała wrażenie, że zaraz zemdleje.W głowie sięjej zakręciło, nogi się pod nią ugięły.Instynktownieobjęła Trace a mocniej w pasie, by przypadkiem nieupaść.To była dla niego wystarczająca zachęta.Niepotrafił dłużej ukryć podniecenia. To chyba niezbyt dobry pomysł mruknąłochryple, nie odrywając warg od jej ust. Musimysię opanować, bo.Odgarnął jej włosy na bok, odsłaniając kark, poczym złożył na nim serię maleńkich pocałunków.Po chwili doszedł do obojczyka; tuż obok wyczułjęzykiem pulsującą tętnicę.Honor jęknęła.Zreflek-tował się.Jest przecież obolała; to cud, że niezostała kaleką. Stanowczo tu za ciemno szepnął. Musimywłączyć lampę, inaczej rzucę się na ciebie.Westchnąwszy cicho, oparła czoło o jego klatkępiersiową i wymacała w ścianie kontakt.Zwiatłozalało wnętrze.Oślepieni nagłym blaskiem, za-mrugali.Kiedy oczy przywykły im do jasności,w Trace a wstąpiła dzika furia.Gdyby mógł terazdorwać Hastingsa Lawrence a, pewnie by go zabił. Nie. Wpatrywał się w ogromne sińcebarwiące na fioletowo czoło i lewy policzek Honor. Nie, nie, nie! powtarzał, jakby jego słowa mogływymazać ból i sińce. Naprawdę nic mi nie jest, to tylko tak paskud-nie wygląda. Szukała w jego oczach potwier-dzenia. Zresztą już zaczynają blednąć.Zacisnęła ręce na ramionach Trace a i zaczęła jedelikatnie gładzić, jakby chciała usunąć z nichnapięcie. Zdejmij bluzkę rozkazał po chwili.Nieczekając, aż wykona polecenie, sam odpiął pierw-szy guzik, drugi.Usiłowała się sprzeciwić, ale nie zdołała gopowstrzymać.Jeszcze nigdy nie widziała takiejdeterminacji w jego oczach i takiej wściekłości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]