[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To byłaby ruina mówił do siebie Glossin zupełna ruina,gdyby syn starego wrócił.Jakie mogą być konsekwencje pójścia tymludziom na rękę? Tak mało jest czasu na zastanowienie.Słuchaj no,Hatteraick.Nie mogę cię puścić wolno, ale mogę cię wsadzić tam,skąd sam będziesz mógł wylezć.Zawsze lubiłem pomagaćprzyjaciołom.Zamknę cię dziś na noc w starym zamku i dam twejstraży podwójne porcje grogu.Mac-Guffog wpadnie w tę samąpułapkę, w jaką cię schwytał.Sztaby okna w skarbczyku, jak oni topomieszczenie nazywają, są popękane w kawałki, a nie ma tam więcejnad dwanaście stóp od ziemi i śnieg leży grubą warstwą. A te bransoletki? zapytał Hatteraick spoglądając na swekajdany. Spójrz no tutaj odparł Glossin podchodząc do skrzyni znarzędziami i wyjmując mały pilnik masz tu pomoc, a znasz drogędo morza po schodach. Hatteraick potrząsnął z radościąłańcuchami, jakby już był na wolności, i próbował wyciągnąć doswego opiekuna skutą dłoń.Glossin położył palec na ustach, spojrzałostrożnie na drzwi, a potem ciągnął dalej: Jak uciekniesz, idz najlepiej na Kurhan Derncleugh. Donner! Kryjówka zdradzona. Do diabła! Trudno, możesz ukraść moją łódkę, jest na plaży, iodpłynąć kawałek.Przycupnij cicho pod Point of Warroch, póki nieprzyjdę do ciebie. Point of Warroch? Hatteraickowi twarz się wydłużyła. Pewnie w jaskini, co? Wolałbym gdzie indziej.Es spuckt da!* (tustraszy!) Powiadają, że on tam chodzi.Ale, Donner und Blitzen, niebałem się go żywego, nie będę się bał martwego.Strafe mich Holle!*Nikt nie powie, że Dirk Hatteraick bał się psa czy diabła.Więc mamtam czekać, aż przyjdziesz? Tak odparł Glossin. A teraz muszę zawołać ludzi. Tak teżzrobił. Nie mogę nic wyciągnąć z kapitana Jansona, jak on sam siebienazywa.Mac-Guffog, za pózno już wysyłać go do więzienia wmieście.Jest, zdaje się, skarbczyk w starym zamku na górze? Tak jest mój wuj, konstabl, trzymał tam kiedyś więznia przeztrzy dni za czasów starego Ellangowan.Straszny się potem podniósłkrzyk.Postawili go przed sądem w Edynburgu. Wiem, słyszałem, ale ten człowiek długo tu miejsca nie zagrzeje, toaby tylko na jedną noc.Do skarbczyka wchodzi się przez niewielkąizbę możecie tam sobie zapalić ogień i przyślę wam coś narozgrzewkę.Tylko nie zapomnijcie dobrze zamknąć drzwi zawięzniem.Aha zapalcie mu też ogień w skarbczyku, boć toprzecież zima.Może jutro przyzna się do wszystkiego.Do tych instrukcji Glossin dołożył jadła i napitku w obfitości i kazałstrażnikom całą noc pilnować więznia w starym zamku, miał jednaknadzieję, że nie spędzą tych godzin ani na straży, ani na pacierzach.Trudno się było spodziewać, by tej nocy Glossin dobrze spał.Znajdował się w niezwykle niebezpiecznej sytuacji, bo wszystkie jegołotrowskie plany zaczęły się walić jeden po drugim.Ułożył się do snu,ale przez długi czas daremnie miotał się po pościeli.W końcu zasnął,lecz tylko po to, by zobaczyć we śnie swego starego patrona, tak jakgo ostatni raz widział z trupio bladą twarzą, potem zaś znówprzeobrażonego w żwawego, urodziwego młodzieńca, który zbliżał sięoto, by jego, Glossina, wyrzucić ze swego rodzinnego domu.Potemśniło mu się, że długo błąkał się po jakichś dzikich wrzosowiskach iwreszcie dotarł do gospody, z której dochodziły odgłosy wesołejbiesiady, a kiedy wszedł do środka, pierwszą osobą, jaką spotkał, byłFrank Kennedy, skrwawiony i zmasakrowany tak, jak leżał na piaskuWarroch Point, tylko że w ręku trzymał dymiącą czaszę ponczu.Potem scena zmieniła się w więzienie, gdzie słyszał, jak DirkHatteraick, który tak sobie wyobrażał dostał wyrok śmierci,spowiadał się duchownemu ze swych zbrodni. Kiedy morderstwozostało dokonane mówił skruszony grzesznik wycofaliśmy siędo pobliskiej jaskini, o której istnieniu wiedział prócz nas tylko jedenczłowiek w hrabstwie.Zastanawialiśmy się, co zrobić z dzieckiem, ichcieliśmy oddać je Cyganom, kiedy usłyszeliśmy okrzykinawołującej się pogoni.Do naszej jaskini wszedł jeden człowiek, ten,który znał jej sekret; lecz zdobyliśmy sobie jego przychylność za cenępołowy uratowanych towarów.Za jego radą wywiezliśmy dziecko doHolandii drugim statkiem, który nam uprzednio towarzyszył, a terazprzypłynął nocą, by zabrać nas z brzegu.Człowiekiem tym był." Zaprzeczam temu! To nie byłem ja! na wpół mówił, na wpółmyślał Glossin i usiłując w tym straszliwym przerażeniu głośnowyrazić swój protest obudził się.Były to jednak majaki zrodzone pod wpływem wyrzutów sumienia.Rzeczywistość wyglądała tak, że Glossin, znając o wiele lepiej niżpozostali miejsca spotkań przemytników, poszedł, gdy wszyscyrozbiegli się, szukając zaginionych w różnych kierunkach, wprost dojaskini, nie wiedząc jeszcze o zamordowaniu Kennedy'ego;spodziewał się, że znajdzie go tam jako więznia.Przyszedł do nich,chcąc pośredniczyć między jedną a drugą grupą, ale znalazł ichprzerażonych ogromem swej winy, podczas gdy wściekłość, która ichpchnęła do morderstwa, zaczęła stygnąć powoli we wszystkich,oprócz Hatteraicka, stłumiona strachem i wyrzutami sumienia.Glossin, ubogi wówczas i bardzo zadłużony, znajdował się już właskach u pana Bertrama, a znając jego słabostki nie widział trudnościw dojściu do fortuny kosztem swego patrona, w razie gdyby jedynyjego syn i spadkobierca został usunięty, a majątek stałby sięnieograniczoną własnością słabego i marnotrawnego ojca.Podnieconynatychmiastowym zyskiem i nadzieją na ewentualne przyszłekorzyści, przyjął łapówkę, którą zaproponowali mu przerażeniszmuglerzy, i nie sprzeciwiał się, a nawet namawiał ich do zabraniadziecka swego dobroczyńcy, które było już wystarczająco duże, byopisać oglądaną przed chwilą krwawą scenę.Jedynymusprawiedliwieniem, jakie Glossin potrafił wymyślić, chcąc uspokoićsumienie, był fakt, że pokusa była duża i nagła, obejmowałajednocześnie wszystkie korzyści, o jakich już dawno myślał i dojakich dążył, oraz obiecywała uwolnić go od grożącego mubezpośredniego nieszczęścia.Poza tym uważał, że postępowanie jegopodyktowane było względami samoobrony.Znajdował się niejako wrękach tych rabusiów i tłumaczył uporczywie swemu sumieniu, żegdyby im odmówił, to pomoc, choć niedaleka, mogłaby nie zdążyć naczas, by go ochronić przed ludzmi, którzy z mniej ważnej przyczynypopełnili przed chwilą morderstwo.Pełen złych przeczuć, podsuwanych przez nieczyste sumienie, Glossinwstał teraz i wyjrzał przez okno w noc.Krajobraz, który opisaliśmyjuż w trzecim rozdziale naszej opowieści, teraz pokrywał śnieg, alśniąca, choć pusta biel ziemi nadawała przez kontrast niecociemniejszy i żywszy ton morzu.Chociaż pejzaż w śniegu możnateoretycznie nazwać pięknym, ma jednak w sobie, zarówno przezpołączenie zimna z nagością, jak i przez swą stosunkową rzadkość,coś dzikiego, obcego, coś z pustkowia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]