[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Y-y.- Bonnie pokręciła głową.Mo\e nie mogła się dopatrzeć głębszegoznaczenia tej przepowiedni, ale jedno wiedziała.- On tak nie uwa\a, jestem tegopewna.Elena jest niezwyczajna.Jest, tym kim jest, bo umarła tak młodo, zostawiła zasobą tak wiele niedokończonych w tym \yciu spraw i, no có\, to specjalnyprzypadek.Ale Stefano jest wampirem od pięciuset lat i na pewno nie umierałbyteraz młodo.Nie ma \adnej gwarancji, \e zdołałby się połączyć z Eleną.Mo\etrafiłby w jakieś inne miejsce albo.Mo\e po prostu by znikł.I on to wie.Jestempewna, \e to wie.Moim zdaniem on po prostu stara się dotrzymać danej jejobietnicy, \e powstrzyma Klausa, niewa\ne, ile to będzie kosztowało.- śeby przynajmniej spróbować powiedział Matt cicho i zabrzmiało to tak,jakby cytował czyjeś słowa.- Nawet wiedząc, \e się przegra.- Podniósł wzrok nadziewczyny.- Idę za nim.- Oczywiście wtrąciła spokojnie Meredith.- 146 - Matt się zawahał.- Hm.Ja.Pewnie nie uda mi się przekonać was, \ebyście zostały w domu?- Po tej inspirującej gadce o działaniu zespołowym? Zero szansy.- Tego się obawiałem.A więc.- A więc powiedziała Bonnie spadamy stąd.Zebrali wszelką dostępna im broń.Składany nó\ Matta, który Stefano upuściłna podłogę, sztylet o rękojeści z kości słoniowej, le\ący na komodzie, nó\ do mięsa zkuchni.Przed domem po pani Flowers nie było śladu.Niebo miało odcień bladegofioletu, na zachodzie przechodzącego w morelowy.Zmierzch w wieczór przedletnim przesileniem, pomyślała Bonnie i włoski na jej przedramionach za-częły się unosić.- Klaus powiedział: na starej farmie w lesie , musiało mu chodzić odomostwo Francherów powiedział Matt.- Tam, gdzie Katherine wrzuciła Stefanodo studni.- Brzmi sensownie.Pewnie korzysta z tunelu Katherine, \eby przechodzićpod rzeką - domyśliła się Meredith.- Chyba, \e Starsi są tak potę\ni, \e mogąprzekraczać płynącą wodę.No właśnie, przypomniała sonie Bonnie.Złe istoty nie mogą przechodzićponad płynącą wodą, a im więcej w nich zła, tym to dla nich trudniejsze.- Ale my nic nie wiemy o Pierwszych powiedziała na głos.- Nie, i to znaczy, \e musimy być ostro\ni podkreślił Matt.- Znam te lasycałkiem niezle i wiem, którą ście\ką najprawdopodobniej wybierze Stefano.Moimzdaniem powinniśmy iść inną drogą.- śeby Stefano nas nie zobaczył i nie pozabijał?- śeby Klaus nas nie zobaczył, a przynajmniej nie wszystkich naraz.Wtedymo\e będziemy mieli szansę jakoś się przedrzeć do Caroline.W ten czy inny sposóbmusimy usunąć Caroline z pola walki.Póki Klaus będzie mógł grozić, \e jąskrzywdzi, będzie mógł zmusić Stefano do wszystkiego.No i poza tym zawszenajlepiej jest planować swoje posunięcia, \eby zaskoczyć przeciwnika.Klaus- 147 -powiedział, \e mają się spotkać po zmierzchu, no có\, my się tam znajdziemy przedzmierzchem i mo\e uda nam się do zaskoczyć.Bonnie była pod wielkim wra\eniem tej strategii.Nic dziwnego, \e jestrozgrywającym, pomyślała.Ja bym po prostu rzuciła się na oślep, z wrzaskiem.Matt prowadził je niemal niewidoczną ście\ką pomiędzy dębami.Szli pomiękkim mchu i bujnej trawie.Bonnie musiała zaufać, \e Matt wie, dokąd idzie, boona z całą pewnością pojęcia nie miała.Ponad ich głowami ptaki wyśpiewywałyostatnie wieczorne trele, zanim pochowają się w gniazdach na noc.Zaczynało się ściemniać.my i ró\ne drapie\ne owady muskały twarzBonnie.Po przedarciu się przez kępę muchomorów, pokrytych ślimakami bezskorup, pogratulowała sobie, \e tym razem wło\yła d\insy.Wreszcie Matt kazał im przystanąć.- Zbli\amy się wyszeptał.- Tu jest skarpa, z której mo\emy popatrzeć.Klausnas chyba nie zobaczy.Bądzcie cicho i uwa\ajcie.Bonnie jeszcze nigdy tak uwa\nie nie stawiała jednej stopy przed drugą.Naszczęście liściasta ściółka była wilgotna i nie szeleściła.Po paru minutach Matt opadłna brzuch i dał im znak, \e mają zrobić to samo.Bonnie powtarzała sobie, \e nieprzeszkadzają jej stonogi i d\d\ownice, na które natykały się jej ślizgające się poziemi palce, i \e w \aden sposób jej nie wzruszają pajęczyny ocierające się o jej twarz.To była sprawa \ycia i śmierci, a ona jest osobą kompetentną.Nie jakimś mazgajem,nie dzieciakiem, ale osobą kompetentną.- Tutaj szepnął Matt.Bonnie podczołgała się do niego na brzuchu ispojrzała.Widzieli stąd w dole stare domostwo Francherów, a przynajmniej to, co zniego zostało.Dom ju\ dawno rozsypał się zupełnie, terenem znów zawładnął las.Teraz zostały tam tylko fundamenty, ich kamienie pokryte kwitnącymi chwastami ikolczastymi je\ynami, i tylko jeden komin sterczał w górę jak samotny pomnik.- Tam jest Caroline szepnęła Meredith do drugiego ucha Bonnie.Z tej odległości Caroline była malutką figurką.Jej jasnozielona sukienkawidoczna była w ciemniejącym świetle dnia, ale kasztanowe włosy wydawały sięczarne.Coś białego widniało na środku jej twarzy i po chwili Bonnie zdała sobie- 148 -sprawę, \e to knebel.Taśma albo jakiś banda\.Z jej dziwnej postawy ręce zaplecami, nogi prosto wyciągnięte w przód Bonnie domyśliła się, \e dziewczynazostała związana.Biedna Caroline.- pomyślała, wybaczając kole\ance wszystkie paskudne,niemiłe, samolubne rzeczy, które kiedyś robiła, a do wybaczenia było sporo, jakbywszystko policzyć.Ale Bonnie nie umiała sobie wyobrazić czegoś gorszego ni\porwanie przez szalonego wampira, który ju\ zabił komuś dwie szkolne kole\anki, ateraz zaciągnął Caroline tutaj, do lasu, i związał ją, a potem zostawił i kazał czekać,gdy tymczasem całe jej \ycie zale\ało od innego wampira, który miał całkiem sporopowodów, \eby jej bardzo nie lubić.Przecie\ Caroline od początku uganiała się zaStefano, a potem go znienawidziła i usiłowała upokorzyć Elenę za to, \e go zdobyła.Stefano Salvatore był ostatnią osobą, która mogła \ywić jakieś ciepłe uczucia wobecCaroline Forbes.- Popatrzcie! - szepnął Matt.- To ona? Klaus?Bonnie te\ to zauwa\yła, jakiś ruch po drugiej stronie komina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]