[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sam umilkł.- Sprawdziliśmy jej wyja-śnienia, Grace.To nie było przecięcie skalpelem.Skaleczenie nie miało równieżnic wspólnego z wybitą okienną szybą, jeśli to cię niepokoi.Grace nawet nie pomyślała o oknie.- Skoro sprawa ta nie dawała ci spokoju, dlaczego wcześniej o to nie spytałaś?- Sama nie wiem - skłamała.Była przekonana, że w to nie uwierzył.Domyślił się, że nie chciała przyspa-rzać nastolatce dodatkowych kłopotów, rzucając na nią kolejne podejrzenie.Czuła również, że - raczej jako mężczyzna niż policjant - rozumie pobudki,jakie nią kierowały.RLTROZDZIAA 13Niedziela, 12 kwietnia 1998Rodzinny weekend na Islamoradzie upływał niemal w doskonałej atmosferzeaż do momentu, kiedy w wielkanocny poranek Grace wysłuchała nagranych zapośrednictwem automatycznej sekretarki wiadomości.Frances Dean informowa-ła ją, że policja zabrała Cathy na przesłuchanie, a Sam Becket zasugerował nie-mal bez ogródek, że nadeszła pora, aby wynajęła dla swojej siostrzenicy adwoka-ta.Grace nie znała dokładnego czasu nagrania wiadomości, lecz kiedy spróbowa-ła oddzwonić, w domu pani Dean nikt nie podnosił słuchawki.- Nie zatelefonowałaby do mnie, gdyby nie była zrozpaczona - powiedziałado swojej siostry Claudii, bardzo podobnej z urody do ojca: z oliwkową cerą,piwnymi oczami oraz gładkimi, ciemnymi włosami obciętymi powyżej ramion ifruwającymi przy każdym ruchu.Siedziały na ganku i popijały colę, podczas gdy Daniel Brownley, mąż Clau-dii, piekł kurczaki na rożnie na pomoście.Chłopcy baraszkowali w wodzie, a Sa-die, ostrowłosa jamniczka, która przybłąkała się do Brownleyów przed trzemalaty, wylegiwała się w cieniu i oczami w kolorze brandy strzelała na przemian -to w stronę dzieci, to kurzych nóżek na rożnie.Harry i Sadie znakomicie się zesobą zgadzali.Ponadto Harry lubił podróżować i nie znosił, kiedy Grace pakowa-ła walizkę i opuszczała dom bez niego.W najbliższy poniedziałek musiała jed-nak uczestniczyć w seminarium na Key Largo.A Bóg świadkiem, że hotelowasala bankietowa wypełniona psychologami nie była odpowiednim miejscem dlateriera.Dlatego pies został pod troskliwą opieką Teddy'ego Lopeza.- Czy zamierzasz wracać do domu? - spytała Claudia, nie spuszczając z okaRobbiego - najmłodszego, sześcioletniego synka, który zwykł przeceniać własnemożliwości, chcąc dorównać we wszystkim Mike'owi, ośmioletniemu bratu.- Wróciłabym, gdybym mogła w czymś pomóc - odpowiedziała Grace.- Sko-ro jednak Cathy przebywa w areszcie, nie pozwolą mi z nią rozmawiać.Co sięzaś tyczy Frances, to, oczywiście, spróbuję się z nią pózniej skontaktować.Cho-ciaż nie sądzę, aby psychoterapeutka okazała się osobą, z którą pragnęłaby sięwidzieć, albo która byłaby jej potrzebna.- To czego chciała, telefonując do ciebie?- Sojusznika.Kogoś, kto by udowodnił, że jej siostrzenica jest niewinna.-Grace westchnęła z żalem.- Niestety, nie jestem cudotwórcą.I bardzo tego żału-ję.RLTTego samego przedpołudnia, zgrzytając zębami z irytacji, próbowały do-dzwonić się do domu rodziców w Chicago, żeby dowiedzieć się o stanie zdrowiaEllen, ale nikt nie odbierał tam telefonu.Przez chwilę obie siostry siedziały cicho- zbyt cicho - póki nie osłabło w nich i nie ucichło irracjonalne poczucie winy,któremu kres ostatecznie położył Daniel; w każdym razie w tym momencie.- Chcecie jechać do Chicago? - spytał bez ogródek.Architekt Daniel Brownley - wysoki mężczyzna o kanciastej sylwetce, krót-kowzrocznych, zielonych oczach i lekko zaokrąglonych ramionach od lat garbie-nia się nad projektami - był nie tylko zwolennikiem czystej linii w architekturze,ale także człowiekiem prostolinijnym w sposobie myślenia i postępowania.Nieznaczy to, że nie wczuwał się w drgania serc i dusz, czy też ich nie rozumiał.Je-śli jednak istniał prosty, linearny sposób podejścia do problemu, zawsze próbo-wał najpierw z niego skorzystać.- Nie mamy na to zbyt wielkiej ochoty - odpowiedziała jego żona.- Ja nawet najmniejszej - dodała od siebie Grace.- Czy czujecie się zobowiązane do przyjścia z pomocą Frankowi? Tym razemGrace uprzedziła siostrę:-Nie.- Też tak uważam - poparła ją Claudia.- Czy możecie w jakiś sposób pomóc matce?- Trudno powiedzieć, dopóki ponownie nie porozmawiamy z tatą.-Tym ra-zem Claudia nie potrafiła udzielić jednoznacznej odpowiedzi.- W takim razie spróbujcie pózniej albo jutro ponownie się z nim skon-taktować - zakończył rozważania jak zwykle praktyczny Daniel.- A tymczasemmożecie mi pomóc pochować wielkanocne jajka dla chłopców.- Może tym razem schowamy je w domu? - zasugerowała Claudia.- To niezbyt dobry pomysł - zaoponował Daniel.- Wszystko porozbijają, mydostaniemy ataku furii i potem będą nas dręczyć wyrzuty sumienia, a dzieci nasznienawidzą.- Ale znają już wszystkie kryjówki w ogrodzie - zauważyła Claudia.- Od cza-su kiedy Mike skończył trzy lata, przejrzeli naszą grę.RLT- Będą się uważać za sprytnych, że z taką łatwością je znalezli - zauważyłaGrace.Grace wyjechała nazajutrz rano
[ Pobierz całość w formacie PDF ]