[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Większość inteligencji czuła się mniej lubbardziej umoczona i wolała, aby problemu umoczenia zbyt szczegółowo nie rozważać - jak nadworze Ludwików stało się swego czasu obowiązkiem dobrego tonu noszenie peruki ipudrowanie twarzy, bo w ten sposób liczni w tym towarzystwie syfilitycy mogli się ukryć wtłumie, tak w elitach III Rzeczpospolitej nosiło się Gazetę Wyborczą" przysłaniającą każdywstydliwy detal życiorysów.Większość każdej populacji nie lubi radykalnych zmian, bo zmianynaruszają cenne dla przeciętnego człowieka poczucie bezpieczeństwa - więc i z tej przyczynymichnikowszczyzna, występująca, jako strona hamująca zmiany, zawsze z hasłamiumiarkowania, zdrowego rozsądku, odcinania się od przesady, miała u przeciętnego Polakawielki plus.Zwłaszcza, że przeciwko przesadzie występowali ludzie eleganccy, salonowi, cenieniw Krakowie i na Zachodzie, a rzecznicy radykalizmu jawili się jako banda oszołomów, którymzle patrzy z oczu i brzydko pachnie z ust.Większość każdej populacji woli się opowiadać za dobrem i pięknem, nie za złem i brzydotą.A Adam Michnik przemawiał tak pięknie i wzniosie, jak rzadko który ksiądz.A jak już niewiedział co powiedzieć, to - majstersztyk propagandy, kwintesencja michnikowszczyzny, i,biorąc to na zdrowy rozum, szczyt absurdu - zamiast komentarza politycznego rzucał na pierwsząstronę wiersz potępiający nienawiść.* * *Podsumowując krótko, trudno mi się zgodzić ze służącą pokrzepieniu serc" tezą narodowych137katolików, że Michnik dzięki swym wpływom i uzyskanej propagandowej potędze oszukał,ogłupił polskie społeczeństwo, z natury swej patriotyczne i kierujące się szlachetnymi porywami.Oferta michnikowszczyzny odniosła tak wielki sukces, bo doskonale trafiła w potrzeby większejczęści polskiej inteligencji - ześwinionej, umoczonej, głupiej, zdeprawowanej peerelem iniezdolnej do rozliczenia się z samą sobą.Inteligencji zastępczej, lewicowej albo z tak zwanegoawansu, którą peerel umieścił na miejscu tej prawdziwej, wymordowanej w Palmirach i Katyniu.Michnik, taki, jakim wykreował się po roku 1989, był po prostu bohaterem na jej miarę, i namiarę jej potrzeb.Dlatego zakochała się w nim bez pamięci.* * *Jednym ze szczególnie często powtarzanych przez Michnika nonsensów jest budowanieanalogii pomiędzy jego wizją historycznego kompromisu", leżącego u podwalin IIIRzeczpospolitej, z sytuacją II RP, której budowniczowie przychodzili z różnych stron", alemimo to potrafili się dla dobra Polski porozumieć.Pomińmy, że prawdę mówiąc w II RP byłoakurat inaczej - niezdolność porozumienia pomiędzy głównymi obozami czy raczej niemożnośćpogodzenia wyznawanych przez nie politycznych wizji okazała się tak wielka, że jedynymwyjściem z niekończącego się politycznego pata pozostał zamach stanu.Co najważniejsze:budowniczowie II RP, owszem, przychodzili z różnych stron, ale żaden z nich nie przyszedł zestrony zaborców! Piłsudski tworzył polskie wojsko u boku Austro-Węgier, a ludzie Dmowskiegou boku Rosji - ale tworzyli oni po różnych stronach wojsko POLSKIE, osobne od armiizaborczych.Pomiędzy współpracą pomiędzy Piłsudskim i Dmowskim a dogadaniem się Drużyny Wałęsy" z Jaruzelskim i Kiszczakiem nie ma żadnej analogii.%7ładnej! Byłaby, gdybyPiłsudski tworzył wolną Polskę z generałem Beselerem albo Wielkim Księciem Mikołajem, co,jak wiadomo, miejsca nie miało.Owszem, używany przez Michnika historyczny przykład pasowałby znakomicie, gdyby miałuzasadniać wyciągnięcie ręki do - powiedzmy - Moczulskiego, Morawieckiego albo Kołodzieja.Gdyby w roku 1990 obóz Wałęsy wyciągnął rękę do całej Solidarności" i całejantykomunistycznej opozycji, mówiąc: łączy nas wspólna walka o Polskę, budujmy ją terazrazem, nie tracąc czasu na licytacje, kto bardziej, a kto mniej się do upadku komuny przyczynił.Tylko że tego właśnie nie zrobiono, wręcz przeciwnie - starano się rywali z opozycjizmarginalizować, wykluczyć, pozbyć.Wbrew utartemu stereotypowi, główny podział w opozycjinie przebiegał pomiędzy niepodległościowcami" czy narodowymi katolikami" z jednej, apomarksistowskimi rewizjonistami z drugiej.W każdym razie już nie w latach osiemdziesiątych.Pod koniec istnienia peerelu najistotniejszym i dramatycznym podziałem stała się linia - z czasemwręcz przepaść - oddzielająca tych, którzy uważali, że z komunistami trzeba się dogadać i jaknajwięcej przy tym wytargować, od tych, którzy uważali, że komunę trzeba pokonać.Czyli,mówiąc językiem ubeckim, który michnikowszczyzna przejęła nie wiadomo jak i kiedy, opozycjękonstruktywną od radykalnej.Opozycja radykalna, jak to już tutaj było wspominane, była przez tę konstruktywną"traktowana jak poważne zagrożenie dla Polski i na różne sposoby dyskretnie tępiona.JózefDarski, przez czas pewien współpracownik KOR-u, opisywał kiedyś, jak próbował sprowadzićna potrzeby swoje i współpracujących z nim działaczy powielacz, i jak próba ta udaremnionazostała w ostatniej chwili osobiście przez Adama Michnika. Oni muszą przyjść do nas, pokazać,138co chcą drukować, i my zadecydujemy, czy wolno im to robić" - miał wtedy powiedziećMichnik.Jest wiele relacji potwierdzających, że grupa Michnika i Kuronia czuła się swegorodzaju komitetem centralnym" całej opozycji.Nie chcę ich nadmiernie mnożyć, bowyprostowanie zmistyfikowanej legendy opozycji to temat na osobną książkę, która, aby oddaćhołd prawdzie i nikogo nie skrzywdzić, wymaga wielkiej staranności i wielu rozmów - mamnadzieję, że Pan nie poskąpi mi do tej pracy sił, ale na razie za wcześnie o tym mówić.Tuograniczę się do minimum.Lech Dymarski, również współpracownik KOR, a potem działacz pierwszej Solidarności" ijej podziemnej kontynuacji, pisze o ściśle zakonspirowanej Radzie Polskiego FunduszuPraworządności, która w latach osiemdziesiątych rozdzielała ze środków podziemnej Solidarności" finansową pomoc dla represjonowanych, refundowała ofiarom prześladowańzasądzane przez peerelowskie sądy grzywny, wypłacała zasiłki zwolnionym z pracy, i tak dalej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]