[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnego popoÅ‚udnia wysiadajÄ…c z samochodu usÅ‚y¬szaÅ‚am sÅ‚owa:- Może ci przynieść Å‚yżeczkÄ™ do herbaty, żeby byÅ‚o szyb¬ciej? Nie bawisz siÄ™ tu w piaskownicy, chÅ‚opcze, tylko masztynkować Å›cianÄ™.Daj to, ja ci pokażę, jak to siÄ™ robi.WeszÅ‚am do domu.Ona staÅ‚a w sieni, w dÅ‚ugich spodniach, kraciastej koszuli i zpodwiniÄ™tymi rÄ™kawami wygÅ‚adzajÄ…c Å›cianÄ™ drewnianÄ… pacÄ….Obok staÅ‚ murarz,zÅ‚oÅ›liwie uÅ›miech-niÄ™ty, z papierosem w kÄ…ciku ust.Pierwszy mnie zauważyÅ‚ iuÅ›mieszek znikÅ‚ z jego twarzy.Gretchen odwróciÅ‚a siÄ™, spoj-rzaÅ‚a na mnie i wcisnęłamurarzowi pacÄ™ do rÄ™ki.- Mam nadziejÄ™, że doktor umówiÅ‚ siÄ™ z nimi na zapÅ‚atÄ™ zacaÅ‚ość.Bo jeÅ›li ten tu - pokazaÅ‚a kciukiem na murarza - pra¬cuje na dniówkÄ™, to daliÅ›cie siÄ™ zrobić w konia. Zawsze nazywaÅ‚a Jurgena doktorem, nie wiem, czy z dumy - w koÅ„cu zmianÄ…zawodu sfinansowaÅ‚a jego studia - czy drwiÄ…co.Nie miaÅ‚am też pojÄ™cia, jak siÄ™umówiÅ‚ Jurgen z mu-rarzem.MówiÅ‚ tylko, że cena jest do przyjÄ™cia.- Za caÅ‚ość - powiedziaÅ‚am.Kiwnęła gÅ‚owÄ….- Mimo to trzeba mu patrzeć na rÄ™ce.Jak bÄ™dzie siÄ™ dalejguzdraÅ‚ w tym tempie, to do zimy siÄ™ tu nie sprowadzicie.Z tymi sÅ‚owami znikÅ‚a.Potem widziaÅ‚am jÄ… jeszcze kilka razy we wsi, kiedyzawoziÅ‚am RenÄ™ do ujeżdżalni i Gretchen przypadkiem staÅ‚a w drzwiach domu alboszÅ‚a po ulicy.I raz w niedzielÄ™.StaÅ‚a wtedy w naszej bramie z jakimÅ› mężczy¬znÄ….Matka widziaÅ‚a jÄ… przez kuchenne okno i drżaÅ‚a, że zÅ‚ożą nam wizytÄ™.Ale oni tylkotam stali.Gretchen pokazaÅ‚a wy¬ciÄ…gniÄ™tÄ… rÄ™kÄ… na dom, stodoÅ‚Ä™ i obejÅ›cie, wzięłatamtego pod ramiÄ™ i poszli.Anna i Rena wiedziaÅ‚y, że ich druga babcia mieszka we wsi.Ale nigdy nie miaÅ‚y zniÄ… kontaktu.UważaÅ‚am wiÄ™c za stratÄ™ czasu, żeby akurat u Gretchen dopytywać siÄ™o RenÄ™.A czasu już nie mamy - myÅ›laÅ‚am.DochodziÅ‚a druga w nocy.Kiedy wyszliÅ›my z knajpy Frie-dla, deszcz padaÅ‚ mniejszy,także wiatr osÅ‚abÅ‚.Ale do gospo-57darstwa byÅ‚y cztery kilometry.Nie czuÅ‚am siÄ™ na siÅ‚ach przejść choćby jednego ichciaÅ‚am, żeby Jiirgen poprosiÅ‚ kogoÅ› o pod¬wiezienie.Hennessen miaÅ‚ starego fordakombi, oberżysta też na pewno miaÅ‚ samochód.Tylko Jiirgen nie chciaÅ‚ ich prosić, asami z siebie siÄ™ nie zaoferowali.MiaÅ‚am wrażenie, że nie biorÄ… nas na serio.Szesnastoletnia dziewczyna nie wraca dodomu! Jakie to ma znaczenie wobec żony Kuhlmanna i dwójki maÅ‚ych dzieci?! TagÅ‚upia gÄ…ska sama siÄ™ znajdzie.WydawaÅ‚o mi siÄ™, że z ich twarzy mogÄ™ wyczytaćmyÅ›li.Mężczyzna, który staÅ‚ z Hennessenem, wyszedÅ‚ z nami na zewnÄ…trz.Przed drzwiamizwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ w kierunku wiatru i ze sceptycyzmem popatrzyÅ‚ w niebo.W górzejeszcze po-tężnie siÄ™ kotÅ‚owaÅ‚o.Nie byÅ‚o widać ani jednej gwiazdy, ani rożkaksiężyca, tylko różne odcienie szaroÅ›ci i czerni. A ja widziaÅ‚am przed sobÄ… RenÄ™ w czarnych opadajÄ…cych spodniach.Blond wÅ‚osy najednej poÅ‚owie gÅ‚owy byÅ‚y tak krótko przystrzyżone, że sterczaÅ‚y jak szczotka, nadrugiej poÅ‚owie byÅ‚y dÅ‚ugie i wysoko utapirowane, usztywnione mnó¬stwem żelu, zkruczoczarnymi pasemkami.Pewnie wolaÅ‚aby je zrobić caÅ‚kiem na czarno, tylkonigdy jej siÄ™ nie udawaÅ‚o.WyglÄ…daÅ‚a jak zebra.- Nie sÄ…dzÄ™  powiedziaÅ‚ tamten czÅ‚owiek do Jurgena -żeby jeszcze tej nocy ktoÅ› zpolicji wyszedÅ‚ w teren.Oni i tak nie zjawiajÄ… siÄ™ wczeÅ›niej, aż siÄ™ samemu nie obleciwszyst¬kich zwykÅ‚ych miej sc.Ale j eÅ›li i Gretchen nie ma poj Ä™cia, gdzie siÄ™ ta maÅ‚amogÅ‚a podziać, to ja na pana miejscu bym do nich zatelefonowaÅ‚.%7Å‚eby zaczÄ™liszukać od razu jutro rano, jak tyl-ko siÄ™ rozwidni.ZszedÅ‚ z nami kawaÅ‚ek w dół głównÄ… ulicÄ….Na moje oko mógÅ‚ mieć trochÄ™ ponadpięćdziesiÄ…t lat.NazywaÅ‚ siÄ™ Scherer i byÅ‚ ze wsi.CzÅ‚apaÅ‚ obok Jurgena, kanciasty ikrÄ™py, z posta-wionym wysoko koÅ‚nierzem kurtki, rÄ™kami gÅ‚Ä™boko w kiesze-niach ispuszczonÄ… gÅ‚owÄ….Dwie przecznice dalej stanÄ…Å‚ i zro¬biÅ‚ ruch, jakby chciaÅ‚ uÅ›cisnąćnam rÄ™ce na pożegnanie.Zno¬wu popatrzyÅ‚ w niebo.58- Spokoju czÅ‚owiekowi to nie daje - powiedziaÅ‚ do Jiirge-na.- A pan jest pewien, że na polnej drodze jej nie byÅ‚o?- Nie widzieliÅ›my jej.Scherer pokiwaÅ‚ ociężale gÅ‚owÄ…, popatrzyÅ‚ na wodÄ™, która wciąż jeszcze spÅ‚ywaÅ‚a ponaszych butach.- Jutro na polu nic nie bÄ™dÄ™ mógÅ‚ robić.Na pewno chcÄ… teżpaÅ„stwo wyciÄ…gnąć samochód.Nie możecie go tam zostawiać.Jeszcze ktoÅ› na niego wjedzie i rozwali w drobiazgi.PrzyjadÄ™o jakiejÅ› szóstej moim lanzem.BÄ™dzie już na tyle jasno, żebymożna byÅ‚o coÅ› zobaczyć.Przejedziemy siÄ™ po tej drodze i przyokazji zabierzemy samochód.- A nie można by teraz? - spytaÅ‚am.Scherer zawahaÅ‚ siÄ™.ByÅ‚o po nim widać, że niechÄ™tnie od-mawia mojej proÅ›bie. - To nic nie da - powiedziaÅ‚ po chwili.- Potrzeba wiÄ™cejÅ›wiatÅ‚a, same reflektory od lanza nie wystarczÄ….Niechby le¬Å¼aÅ‚a tylko trzy czy cztery metry od drogi, a już jej nie zoba¬czymy.Jego sformuÅ‚owanie nasuwaÅ‚o myÅ›l o Å›mierci.UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do mnie z wyrazemotuchy.- Niech sobie paÅ„stwo teraz nie Å‚amiÄ… gÅ‚owy niepotrzeb¬nie.ProszÄ™ iść do Gretchen.Ona na pewno tam siÄ™ schowaÅ‚a.Może myÅ›laÅ‚a, że Otto jÄ… odwiezie.Ale ten jest dziwny, jaksobie golnie, to nie lubi prowadzić.Ja w każdym razie przyj¬dÄ™, jutro rano o szóstej.Już choćby po to, żeby wyciÄ…gnąćsamochód.SkrÄ™ciÅ‚ w bocznÄ… ulicÄ™ i zniknÄ…Å‚ nam z oczu.PoszliÅ›my dalej w dół głównÄ… ulicÄ…, obok kasy oszczÄ™dnoÅ›cio-wo-pożyczkowej.Straż pożarna skoÅ„czyÅ‚a tam akcjÄ™.Stali teraz ze swoim samochodem dwieÅ›ciemetrów dalej koÅ‚o rzeznika przy koÅ›ciele.Kilku ludzi pracowaÅ‚o przy murzeoddzielajÄ…¬cym cmentarz od ulicy.WydawaÅ‚o siÄ™, że mur zostaÅ‚ podmyty.Jiirgen zamieniÅ‚ kilka słów z jednym z mężczyzn, który z ko¬lei zawoÅ‚aÅ‚ dopozostaÅ‚ych, czy widzieli dziewczynÄ™ z rowe¬rem.Wszyscy pokrÄ™cili gÅ‚owami.PoszliÅ›my dalej, mijajÄ…c zakrÄ™t przy gospodzie Schwingera.¦ 59Dwa razy napotkaliÅ›my samochód jadÄ…cy z przeciwka; sÄ…-dzÄ…c po numerachrejestracyjnych byli to obcy, którzy chcieli sobie skrócić drogÄ™ jadÄ…c przez wieÅ› ipewnie musieli teraz przeklinać, bo przejazd zalanÄ… ulicÄ… kosztowaÅ‚ ich wiÄ™cej cza-su.Raz minÄ…Å‚ nas samochód nadjeżdżajÄ…cy z tyÅ‚u.SiedziaÅ‚a w nim trójka mÅ‚odychludzi.Jechali za szybko, ochlapali nas do pasa.Niewiele to już zmieniaÅ‚o.Przykażdym kroku chlu¬paÅ‚o mi w butach.Stopy zesztywniaÅ‚y mi z zimna, a twarzpie¬kÅ‚a na wietrze.GÅ‚owÄ™ i brzuch wypeÅ‚niaÅ‚a wata [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl