[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Może znajdziemy dziecko z nadzieją w głosie odezwał się Pete. To chyba dobry znak,że nie ma go tutaj. Akurat prychnął Frank, błądząc wzrokiem po drzewach w tym cichym lesie. Zwietny.Rozdział trzynastyHeather Cameron siedziała samotnie przy sześcioosobowym stoliku.Taca z nieruszonymlunchem stała przed nią, a ona udawała, że czyta książkę.Starała się nie zwracać uwagi na to, żekoledzy i koleżanki unikali jej.Wydawało jej się, że przez gwar stołówki przebiegał szmer z wyraznie słyszalnym jejimieniem.Nie miała zamiaru patrzeć na kogokolwiek.Nie chciała dać im satysfakcji.Sercezaczęło jej walić ze strachu, gdy zobaczyła dwie osoby zmierzające do jej stolika.Utkwiła wzrokw książce i modliła się, by poszli sobie gdzie indziej.Zamiast tego dwie tace wylądowały na jejstole, jedna naprzeciwko, a druga obok.Poczuła się osaczona i próbowała powstrzymać piekącełzy.Pochyliła głowę, gdy usłyszała miły glos: Cześć, Heather.Spojrzała ostrożnie.Karla i Richie, którzy szli dziś z nią do szkoły, rozmawiając beztrosko,jakby nieświadomi poniżenia Heather z powodu oficjalnego nazwania jej kłamcą, zatrzymali sięteraz przy jej pustym stole.Richie stał przed nią, a Karla za nim. Cześć wymamrotała Heather podejrzliwie, przyglądając się tej parze.Rano myślała, że sąpo prostu mili, wychowała się przecież z Karlą w sąsiedztwie.Ponieważ Karla zawsze byłapiękna i miała chłopców, nie było jej trudno być miłą, pomyślała Heather.Ale to było zbyt miłe.Była pewna, że coś knuli, zwłaszcza gdy zauważyła, jak wymieniali znaczące spojrzenia. Możemy się przysiąść? spytała Karla. Pewnie, jeśli chcecie odparła Heather bez uśmiechu.Karla usadowiła się i odwijającsłomkę, zagadnęła: Czy słyszałaś o tej dziewczynie z Perpetual Sorrows? Jakiej dziewczynie? No tej, którą porwano z dzieckiem. Ach, tak. Znalezli ją.Twój tata był w telewizji. I co? Wszystko w porządku? Nie wtrącił się Richie. Ona nie żyje. O Boże! Heather zamknęła książkę.Trójka młodych ludzi siedziała w milczeniu, jakby nie dowierzając, że komuś w ich wieku,w tym mieście mogło przydarzyć się coś takiego. Słyszałem, że przesłuchiwali pana Blake a w tej sprawie oznajmił Richie. Twój tata goaresztował.Twarz Heather zapłonęła.%7łałowała, że nie może zapaść się pod ziemię. To głupie odezwała się. Dlaczego, przecież to zboczeniec zdziwił się Richie. Sama tak mówiłaś.Karla rzuciła Richiemu ostrzegawcze spojrzenie, na co Heather zabrała się znów do czytania. Co czytasz? zapytała Karla.Dziewczyna musiała najpierw spojrzeć na książkę, by móc odpowiedzieć na to pytanie. Algebra rzuciła.Zerknęła na Richiego popijającego coca-colę z puszki, lecz ten unikał jej wzroku.Wtedyzwróciła się do Karli: A dlaczego wy jesteście dla mnie tacy mili?Richie zrobił niewinną minę zraniony tym pytaniem.Ale jego towarzyszka nie miała zamiaruniczego udawać.Wsadziła słomkę do kartonika z mlekiem i zamieszała. Musicie mieć jakiś powód Heather uparcie domagała się odpowiedzi. A nie możemy być mili tak po prostu? protestował Richie.Heather skrzywiła się. Nie próbujcie się ze mnie nabijać.Już wystarczy.Wszyscy wiedzą, że jestem jak trędowataz powodu tej sprawy z panem Blakiem. No dobrze, Heather, masz rację.Chodzi nam o coś, ale nie chcemy ci zrobić krzywdy,obiecuję. Ale coś chcecie.Richie westchnął i ugryzł kawałek pizzy. W pewnym sensie wyjaśniła Karla.Heather zrobiło się słabo.Mimo że było to podejrzane, chciała wierzyć, że tych dwojepięknych ludzi starało się z nią zaprzyjaznić.Nie było to wielkim rozczarowaniem, bo tozłudzenie trwało krótko, ale jednak.Karla położyła małą piękną dłoń na jej ramieniu. Heather zaczęła. Znamy się od zawsze, prawda? Ta pokiwała tylko głową, nie mogącukryć rozczarowania. Wierzę ci, Heather, to znaczy w pewnym sensie.Heather wzdrygnęła się, jakby właśnietego oczekiwała.Richie pochylił się nad stołem.Piękne zielone oczy patrzyły na nią szczerze, od czegodziewczynę ścisnęło w dołku.Jakie to musi być uczucie mieć takiego jak ten chłopaka,chłopaka, który cię lubi. Heather, wiem, że wszyscy myślą, że pan Blake to taki fajny facet i tak w ogóle, ale ja taknie uważam.Postawił mi jedynkę na semestr i nie pozwolił zapisać się do drużyny. Nie zasłużyłeś sobie na to? z sarkazmem zapytała Heather. Nie byłem na teście, bo nabawiłem się kontuzji na wuefie, a pózniej nie pozwolił mi tegonapisać.Powiedział, że to automatycznie jedynka. Dlaczego nie przyniosłeś usprawiedliwienia? Przyniosłem zwolnienie lekarskie, ale dla niego to nic nie znaczyło.I jeszcze powiedział,że skoro jestem taki słaby, to nie mogę należeć do drużyny.To świnia. Czemu nikomu o tym nie powiedziałeś, rodzicom albo dyrektorowi? Tak jak ty?Heather westchnęła: Ale dlaczego, dlaczego to zrobił? Chłopak zrobił minę i zgniatającpuszkę odparł: Myślę, że próbował dobierać się do Karli. No, też coś! Naprawdę.Ciągle mnie o nią wypytywał i powiedział, że ona na pewno pomogłaby midostać się do drużyny. Nie zrobiłby tego zaprotestowała Heather. On nie. Nie co? A myślałem, że obiecywał ci lepszą ocenę. Nie chcę o tym mówić wzdrygnęła się Heather. Naprawdę mieliśmy nadzieję, że go wyleją za to, co zrobił tobie przyznała Karla. No cóż, ja też. I prawdopodobnie tak by się stało, gdybyś nie zmieniała swoich zeznań ostro ją zbeształa. Czemu to robiłaś? Czemu w ogóle nie pojawiłaś się w sądzie?Oskarżona zacisnęła mocno zęby i utkwiła wzrok w tacy.Twarz jej płonęła.Pragnęła, żebysobie poszli. Nieważne szepnęła. Lubiłaś go? pytała Karla. Nie.Karla i Richie wymienili spojrzenia. Chodzi o to, Heather, że słyszałam już o nim plotki.Nic pewnego, ale zawsze. Spróbuj to udowodnić szyderczo poradziła jej Heather.Karla pochyliła się nad nią, złapała za rękę i oznajmiła: To właśnie chcemy zrobić.Chcemy go dostać i chyba znalezliśmy sposób.A przynajmniejmamy pomysł.Heather z nadzieją zabiło mocniej serce na te słowa.Zdała sobie sprawę, że nawet w czasieprocesu bardzo chciałaby dostał za swoje.Decyzja, by oskarżyć go publicznie, nie byłaprzemyślana.Nie myślała, że sprawy zajdą tak daleko.Ale teraz zrobiła z siebie pośmiewiskoi zrozumiała swój błąd.Patrzyła zachwycona na nowych sprzymierzeńców. Naprawdę? nie dowierzała. Tak upewniła ją Karla i zapytała: Chcesz nam pomóc?Rozdział czternastyPaulina Tomczuk spojrzała na zegarek i zdenerwowała się.Od godziny szukała Ellen, ale bezrezultatu.To było denerwujące.Przecież mogła być wszędzie.Paulina odwiedziła już wszystkiemiejsca, gdzie mogła być Ellen.Szklarnię, skąd brała kwiaty, i kilka sklepów, gdzie rzadko robiłazakupy.Jezdziła wolno ruchliwymi ulicami, zaglądała na parkingi Taylorsville, ale nigdzie niebyło czerwonego dżipa Ellen.Jestem kucharką, nie detektywem, pomyślała ze złością, skręcając w bramę cmentarza, gdziespoczywał Kenny.Ponury, nieosłonięty teren był cichy i pusty.Suche liście leżały na zielonychjeszcze trawnikach, unosił je lekko wiatr i opadały na surowe płyty nagrobne.Paulina jechaławijącymi się alejami cmentarza, zatrzymując się na chwilę w miejscu spoczynku dziecka.Wybrali miejsce pod drzewem, które wiosną pięknie kwitło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]