[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba obawiał się tego, co mogłoby sięwydarzyć, gdyby wykorzystał swoją moc w walce.Wiedziałam, że tak właśnie było.Minęłam Mroza i dostrzegłam pełne determinacji oblicze Adaira.- Jesteś za blisko, Meredith - zauważył Mróz.Pokręciłam głową.- Nie dość blisko.- Nie ocaliłem cię przed ludzkim zamachowcem, aby skrzywdzili cię twoi strażnicy.- Nie skrzywdzą mnie.W jego szarych oczach pojawiło się zakłopotanie i jeszcze bardziej sposępniał.- Nie rozumiem.Nie było czasu na wyjaśnienia.W powietrzu znów gromadziła się moc.Jednospojrzenie wystarczyło, by stwierdzić, że skóra Adaira zaczęła lśnić.- To nie człowiek próbował mnie dziś zgładzić, Mrozie - powiedziałam donośnie.- Tomagia sidhe owładnęła owym człowiekiem.To magia sidhe nałożyła na Doyle'a czar, któryspowolnił go, kiedy miał mnie ochronić.Tylko sidhe mógł nałożyć na Ciemność taki czar.Brii odezwał się, tak jak na to liczyłam.- Kto mógł nałożyć czar na Ciemność, jeśli nie sama królowa?- Są tacy, którzy to potrafią, choć nie ma ich tu dziś z nami - warknął Doyle, nieodrywając wzroku od jarzącego się łagodnie Adaira.- Ale to ktoś na tyle potężny, by rzucićzaklęcie na odległość, abyśmy nie mogli zwrócić na to uwagi.- Nie wierzę ci - rzekł Adair.- Niechaj sluagh pożre me kości, jeżeli kłamię - powiedział Doyle, a jego głos brzmiałjak grozne warknięcie.Zupełnie jakby słuchało się głosu psa, dzwięki były zbyt niskie, abymogły dochodzić z ludzkiego gardła.Poświata Adaira zafalowała na brzegach, tak że środek jego twarzy zalśnił niczymświeca.- Nawet gdybym ci uwierzył, gdybym przyznał, że księżniczka powinna natychmiastspotkać się z królową, gdybym przepuścił was bez walki, musiałbym zdać się na łaskękrólowej.- Uniósł rękę, jakby chciał przeczesać włosy, po czym znieruchomiał, jak gdyby niebył w stanie dotknąć ostrzyżonej prawie na łyso głowy.- Byłbym zdany na jej łaskę, ale chcętego uniknąć.- Przepuść mnie, Mrozie.Poruszył się.Z wahaniem, ale się poruszył.Dotknęłam ramienia Doyle'a.- Mówię po raz trzeci i ostatni, Doyle, odstąp.Jego ciemne oczy spojrzały na mnie, a potem wziął oddech tak głęboki, że całe ciałoDoyle'a zadygotało jak pies, który otrząsa się po długiej drzemce.Cofnął się o krok odAdaira.- Jak rozkaże moja księżniczka, tak się stanie.- Głos miał wciąż głębszy niżzazwyczaj i może tylko ja usłyszałam w tym warknięciu zapytanie.Ale ufał mi na tyle, że byłgotów zrobić, czego zażądałam.Ufał mi na tyle, by przepuścić mnie i pozwolić, abym zajęłajego miejsce naprzeciw Adaira.Spojrzałam na Adaira i nie mogłam ukryć smutku w moich oczach na widok jegobrutalnie obciętych włosów.- Pozwolę ci zakosztować pierścienia, Adairze, jak sobie tego życzy królowa.Znowu na mnie popatrzył, choć głowa była lekko odwrócona w bok.- Czy pierścień nie rozpoznał Hawthorne'a i Mego?Zignorowałam pytanie.Skoncentrowałam się na pięknie jego oczu.Wewnętrzne kręgibyły złote jak roztopiony kruszec, drugie żółte, w kolorze promieni słońca, a te najszerszepomarańczowe jak płatki nagietka.Dałam się urzec temu widokowi.- Czy myślisz, że uwodząc, możesz zdobyć to, czego Doyle nie mógł zdobyć magią?- Sądziłam, że mieliśmy uwieść się nawzajem.Czy nie tego pragnie królowa?Adair zmarszczył brwi w wyrazie konsternacji.Nie był głupi, po prostu nie przywykł,gdy ludzie zgadzali się z jego argumentami.- Ja.tak.Królowa życzy sobie, aby dwóch z nas dzieliło z tobą łoże, zanim stanieszprzed jej obliczem.- Czy wobec tego nie powinniśmy sprawdzić pierścieniem co najmniej dwóch z was? -Starałam się mówić rzeczowo, powoli przybliżając się do niego.Czułam jego ciało, akonkretnie wibrującą energię.Nawet przez ubranie czułam magię.Poczułam zaskoczenie iprawie zaparło mi dech.Większość sidhe musiałaby rozmyślnie wygenerować moc, abym taksilnie mogła ją poczuć.Wtedy zrozumiałam, że bóstwa roślinne były najczęściej także bóstwami płodności.Mogłam się chwalić lub skarżyć na pięć różnych bóstw płodności w moim rodowodzie, alenigdy nie bzykałam się z żadnym, któremu kiedykolwiek oddawano cześć.Jego ciało zareagowało na moc drżącą pomiędzy nami i zamknął oczy, starając sięstłumić w sobie odczucia.Ale to było jak siła natury.Wśród Unseelie było zaledwie kilkabóstw płodności.Stanowiły one fundament potęgi Dworu Seelie.Mój ojciec Essus byłwyjątkiem, ale nawet on nie odpowiadał za płodność, lecz raczej za ofiary i plony.Odnalazłam w sobie dość powietrza, by przemówić i wyszeptałam:- Kiedy nadejdzie czas, dopilnuj, abyśmy nie zawalili tych ścian.Za mną rozległ się głos Doyle'a, ciężki i ciemny jak melasa:- Co zamierzasz zrobić?- To, czego żąda ode mnie Adair
[ Pobierz całość w formacie PDF ]