[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drakę nigdy nie mógł sięnadziwić, jak spokojne i bezwolne są te łagodne istoty.Koprolici byli świetnymi górnikami,pracowali bardzo ciężko, by zaopatrzyć Kolonię w węgiel, rudę żelaza i inne niezbędne surowce,podczas56BLI%7łEJ, DALEJgdy Styksowie traktowali ich jak niewolników, rzucając im ochłapy w postaci nieregularnychdostaw owoców i warzyw oraz minimalnej liczby świetlnych kul, których Koprolici potrzebowali,by przeżyć w Głębi.Kule te umieszczali w hełmach grubych, brunatnych skafandrów, obokokularów, dzięki czemu zawsze wiadomo było, w którą stronę dana osoba kieruje wzrok.W tejchwili wszyscy czterej patrzyli wszędzie, tylko nie na nieprzytomnego Styksa, Drakea i potężnąmaszynę, do której zapewne zamierzali wejść.- Zmywajcie się stąd, chłopaki! - zawołał Drakę, przekrzykując ryk silnika.- Wracajcie doswojej osady.Styksowie będą wiedzieć, że zrobił to renegat, więc nie zemszczą się na was - dodał,wskazując ręką na unieszkodliwionego żołnierza.- Idzcie do domu!Sam odwrócił się do machiny z silnikiem parowym.Była to olbrzymia bestia o cylindrycznymkadłubie wykonanym z arkuszy grubej stali, poruszająca się na trzech solidnych gąsienicach.Zprzodu znajdowała się okrągła tarcza wiertnicza z diamentami, mierząca jakieś dziesięć metrówśrednicy - z pewnością mogła ona wydrążyć tunel nawet w najtwardszej skale.Tylny właz był otwarty.Kiedy Drakę to dostrzegł, w jego głowie zaczął kiełkować pewien pomysł.Mężczyzna chciał jak najszybciej dostać się do Bunkra, a dzielił go od niego jeszcze szmat drogi,którą musiał pokonać na piechotę.- Ciekaw jestem.- powiedział głośno.Choć nigdy dotąd nie prowadził takiego pojazdu, kilkakrotnie widział jego wnętrze, a pulpitsterowniczy nie wydawał mu się zbyt skomplikowany.Poza tym maszyna była uruchomiona igotowa do pracy - czteroosobowy zespół Koprolitów najwyrazniej szykował się już do odjazdu,gdy on unieszkodliwił ich nadzorcę.Drakę podszedł do włazu, dostał się do środka i rozejrzał dokoła.Wnętrze pojazdu wykonane byłoz gołej blachy,57TUNELE.OTCHAACczarnej od brudu, z wyjątkiem często używanych miejsc, gdzie lśniła jak wypolerowana stal.Spojrzenie mężczyzny spoczęło na dzwigniach sterowniczych i zegarach umieszczonych obok.- Warto spróbować - stwierdził i już miał zamknąć klapę, gdy nagle pochwyciła ją dłoń okrytagrubą rękawicą.Właz otworzył się ponownie.Na zewnątrz stał Koprolita, który patrzył prosto na intruza.- Co?! - wykrzyknął renegat.Było to coś naprawdę niezwykłego.Choć postać w obszernym skafandrze o gorejących oczachwyglądała dość złowrogo, Drakę nie czuł się zagrożony.Nawet nie przyszło mu do głowy, żeKoprolita mógłby go zaatakować.Zbyt dobrze ich znał - wiedział, że nie są w stanie nikogoskrzywdzić.Poza tym od wielu lat starał się im pomagać w miarę możliwości, wymieniającświetlne kule na jedzenie.Zarówno on, jak i sami Koprolici dobrze rozumieli, że była to tylkosymboliczna wymiana, ponieważ on wcale nie potrzebował ich jedzenia, natomiast im zawszebrakowało świetlnych kul.Koprolita stał w bezruchu, wciąż zaciskając dłoń na krawędzi klapy, a tymczasem dołączył do niegojeszcze jeden członek załogi, potem zaś dwóch pozostałych.Niczym grupa robotów, którym ktośwydał rozkaz, wszyscy jednocześnie ruszyli naprzód.- Co wy robicie? Tu nie jest bezpiecznie! - krzyknął zdziwiony Drakę, ale ponieważ widział,że Koprolici chcą wejść do pojazdu, odsunął się na bok.Gdy ostatni z nich zatrzasnął właz, wszyscy zajęli swoje miejsca.Dwaj usiedli w fotelach po obustronach włazu i zapięli pasy.Dwaj pozostąli przeszli do przedniej części kabiny, a jeden z nichodwrócił się do Drakę'a.Renegat rozpoznał Koprolitę, który wcześniej kiwał głową - był o kilkacentymetrów wyższy od pozostałych.58BLI%7łEJ, BALEJ- Nie powinno was tutaj być.To zbyt ryzykowne - powiedział mężczyzna, na co Koprolitapołożył ręce na fotelu kierowcy i go obrócił, jakby zapraszając do zajęcia miejsca.Drakę pokręcił głową.Była to rzecz niespotykana.Ko-prolici zawsze trzymali się na uboczu izachowywali całkowitą neutralność, wiedzieli bowiem dobrze, że pomagając renegatowi, nie tylkonarażają się na pewną śmierć, lecz także mogą sprowadzić surową karę na całą swoją osadę.Ciczterej narażali własne kobiety i dzieci.A mimo to bez słowa postanowili mu pomóc!Mężczyzna wzruszył ramionami, po czym podszedł do pulpitu i usiadł w fotelu.Wysoki Koprolitazajął miejsce drugiego pilota.Jego towarzysz usadowił się za czymś, co było zapewne konsoląnawigatora - świadczyły o tym mapa rozłożona na blacie oraz rząd kompasów ustawionych nawysokości głowy.Drakę się zawahał, spoglądając na szereg różnych dzwigni i kontrolek, po czym nacisnąłnajwiększy z pedałów wystających z podłogi.Silnik ryknął głośniej, ale poza tym nic się nie stało.Siedzący obok Koprolita pochylił się do przodu, by wcisnąć i przekręcić drążek na tablicysterowniczej, i pojazd ruszył do przodu.- Rozumiem! - krzyknął renegat, wciskając pedał gazu i pociągając za lewy drążeksterowniczy.Maszyna zaczęła powoli zakręcać.Gdy reflektory oświetliły ścianę jaskini, Drakę skierował pojazdku tunelowi, który miał ich wyprowadzić na Wielką Równinę.Musiał mocno wytężać wzrok, byprzez maleńką, kryształową szybę dojrzeć, dokąd jedzie.Zadania nie ułatwiało mu to, że szybkabyła porysowana i zakurzona, a w dodatku widoczność ograniczała także wielka, diamentowatarcza zamontowana z przodu.Renegat kilkakrotnie otarł bokiem maszyny0 ścianę tunelu, omal nie wyrzucając przy tym Koprolitów1 siebie samego z foteli.59TUNELE.OTCHAACChwilę pózniej, gdy wreszcie opuścili korytarz i wjechali na Wielką Równinę, Drakę mocnowcisnął pedał gazu.Pojazd poderwał się do przodu - mężczyzna był zaskoczony prędkością, z jakąpędził przez księżycowy krajobraz ogromnej równiny.Ponad ryk silnika wybijał się chrzęst kamienirozgniatanych ciężkimi gąsienicami.%7łar bijący z tylnej części kabiny świadczył o tym, że dwajpracujący tam Koprolici bez ustanku dorzucają węgla do paleniska pod kotłem.Przejechali już ładnych parę kilometrów, gdy nagle renegat usłyszał głośny trzask.Coś uderzyło wkryształową szybę.Po chwili kolejny pocisk uderzył w kadłub, który zabrzęczał niczym pękniętydzwon.Mężczyzna zrozumiał wtedy, że ktoś do nich strzela.W świetle reflektorów dojrzał Granicznika, który trzymał w rękach karabin podniesiony do strzału.Drakę się roześmiał - wyglądało to tak, jakby komar próbował pokonać słonia.Przełożył jedną zdzwigni, by zmienić kurs i skierować pojazd na Granicznika, który tymczasem oddał kolejny strzał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]