[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alenieskończenie gorzej było powiedzieć to jemu, bo wiedziała, że on ma gdzieś ukryty kącik miłości do swej pierwszejżony.Potraktował ją fatalnie, ale i Grace ze swojej strony była nie mniej bezlitosna niż Connie.Wszyscy trojezawinili.Ojciec słuchał dygocząc.Oczy mu się napełniły łzami.- Och, tato.Nie.Proszę cię, nie.Przecież wieki minęły, odkąd ty i mama.- Co ma jedno do drugiego? - Uwolnił dłoń, wyciągnął chustkę i wytarł nos z takim odgłosem, jakby zatrąbił.Chustką szorował oczy, jak przedtem ona w samochodzie.Rodzinne podobieństwo gestów.Siedząc obok siebie na kanapie rozmawiali o Grace.Ojciec rozumiał Julie instynktownie.Wiedział, że lepiej siępowstrzymać od okazywania córce własnego żalu.Wiedział, że ona boi się takich uczuć.Pamiętał jak kiedyś naparowcu płynącym do Greenwich w czasie przypływu Julie - była wtedy jeszcze bardzo mała - powtarzała z oczamiogromnymi ze strachu: Och, tato, ja wiem, że wypadnę".Była lekkoduchem i tchórzem zarazem.Wysoka falasmutku przerażała ją.- Więc co teraz będzie z wami? - zapytał, gdy przestali mó-wić bardzo ciepło o Grace.- Na pewno będziecie potrzebowały mojej pomocy.- Oczywiście, że nie będziemy.-Matka chyba nie jest.to znaczy, nie była zamożna? Zdołałem trochę ją zaopatrzyć, rzecz jasna, ale jej rodzinaodwróciła się od niej po rozwodzie, więc myślę, że jej tata ją wydziedziczył.Nigdy nie wiedziałem, na czym ona stoi.Była bardzo skryta.-Mama uważała, że mówić o pieniądzach to oznaka prostactwa.- To prawda.I lubiła sekrety, oj lubiła.- Z pewnością jej się nie przelewało - powiedziała Julie.-Męką było wyciągnięcie od niej piątaka.Oboje się roześmieli.-Muszę przyjechać na pogrzeb.Czy na pewno zawiadomisz mnie, kiedy będzie? Tamte - zawsze tak mówił opozostałych trzech córkach - nie zechcą.Na ślubie Viv patrzyły na mnie lodowato.A właśnie, jak tam Carlos?Podobał mi się ten facet.- Och! Ty nic nie wiesz! Czy mogę prosić o papierosa? - Paląc wściekle, Julie opowiedziała ojcu o małżeństwie Viv.Słuchał z powagą.Jego obecność, świadomość jego obecności, dawała Julie niejaką^pociechę.Miał białe gęstewłosy, które rosły na jeża.Gdy przesuwało się po nich palcami, kładły się jak druty czy jak wrzos i od razu znów sięprostowały.Miał spokojne szare oczy i północny akcent.A zalety i wady też prosto z północnego Yorkshire.Byłszczery i uczciwy.Gorąca czerwona krew krążyła mu w żyłach, więc gdy mroziła go obojętność seksualna Grace,dla Connie Halt, która na niego zagięła parol, okazał się zdobyczą aż nazbyt łatwą.Ten duży masywny Frank Bryant krył w sobie zarówno anglosaski romantyzm, poetycką duszę, młodocianą głupotę,jak i zmysłową namiętność.Connie reagowała na każdą z tych cech, napawała się nimi, poruszona wprzeciwieństwie do obojętnej Grace tymi sprzecznościami.W jego objęciach wykazywała bezmierną inteligencję.Chociaż dręczyły go ojcowskie wyrzuty sumienia, jakoś potrafiła sprawić, że od rozwodu wca-le się ze swymi córkami nie widywał.Trzymała go na uwięzi, zaborcza, zazdrosna i rozkochana.A on kochał jąsłabością silnego mężczyzny.Opowieść o niedoli Viv znów obudziła sumienie tego ojca rodem z Yorkshire.Czy w jakiś sposób to nie jego wina?Jego zły przykład? Viv nawet nie przypuszczała, że odpowiedzialność za jej rozbite małżeństwo bierze na siebiedwóch mężczyzn, jej ksiądz i jej ojciec.Gdy powiedział, że poczuwa się częściowo do winy, Julie wrzasnęła:- Tato, rzeczywiście jesteś głupi! - I wybuchnęła śmiechem.W drzwiach pojawiła się Connie.- Co wam tak wesoło? - zapytała patrząc na Julie z nieukrywaną antypatią.- Nic, nic.Do licha, muszę lecieć.Kazałam czekać Haroldowi.Ręczę, że już podjechał.- A owszem - padło z ust Connie - widziałam, kręci się jakiś facet koło samochodu.Mam go poprosić tutaj?Julie nie zadała sobie fatygi, żeby odpowiedzieć na tę niedorzeczną propozycję.-Muszę lecieć - powtórzyła.Konwulsyjnie uściskała ojca, ledwie bąknęła macosze do widzenia" i wybiegła z domu.Po jej wyjściu Frank powiedział żonie o śmierci Grace.Connie oniemiała porażoną wesołością Julie, tymniespodziewanym darem losu i zamętem w swojej głowie.Nie wiedziała, że Julie traci właśnie tę jedyną osobę, którąmoże rzeczywiście zgorszyć i której dezaprobatą się cieszy.Sama zaś miała utracić rywalkę i nieprzyjaciółkę.- Co się stało? - zapytał Harold, który czekał cierpliwie już dużo dłużej niż godzinę.- Zdenerwował się dosyć.- Przecież porzucił twoją matkę, no nie? - Samochód próbował włączyć się w sznur pojazdów na jezdni głównejulicy.- Porzucił i zamknij się!Ale złagodniała i pozwoliła Haroldowi, żeby jej postawił kolację z homarem w majonezie w eleganckiej restauracjina-przeciw dworca Victoria.Było tam jeszcze pusto przed napływem gości z teatrów.-Dziękuję ci za opiekę, Harold - powiedziała, gdy podchwyciła jego tęskny wzrok.- Zawsze do twojej dyspozycji, Julie.Zawsze.Kolejność w ogonku według starszeństwa - Viv pierwsza, Isobel ostatnia - nie utrzymała się w tych dniach pośmierci matki.Siostrą, która chwilowo stała się głową rodziny, była Claire.Ona wszystko organizowała i to wdodatku sprawnie.Viv jest jak złamana trzcina, stwierdziła Claire bez okrucieństwa.Chociaż Isobel pośpieszniezaprotestowała, Viv raczej się z Claire zgodziła.-To prawda.Chyba nie potrafię zbyt dobrze dawać sobie rady z trudnościami.Bardzo ci jestem wdzięczna, że tesprawy załatwiasz.Claire natychmiast skruszona i zadowolona znów podniosła energicznie batutę.To ona zdecydowała, że muszą sięubierać na czarno.Część ich garderoby odesłała do farbiarni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]