[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedział, że dzwoniłaś pytając czy Evie jest już wdomu.Martwił się, więc poszedłem jej szukać.W porządku? - Oczywiście,znalazłeś ją.Dobrze się czuje? - Przynajmniej jest w domu i to nie dziękitobie.- Zastanawiał się, czy Anna w ogóle miała pojęcie przez co przeszedł.Kiedy zadzwonił do niej do biura, powiedziano mu, że Anna jest gdzieś w tereniei nie mogą go z nią połączyć.Nie mają pojęcia, czy jest już w drodze, byodebrać Evie.Widząc ulewę za oknem Filip zdecydował, że poszuka jej sam.Minęłopół godziny zanim dostrzegł swoją córkę skuloną, ledwie widoczną na proguszkoły.Przez ten czas był prawie obłąkany z zmartwienia.Widząc, że Anna stoiprzed nim zupełnie spokojna, trzymając w ręku wszechobecną aktówkę wybuchnął: -Do diabła z tym, Anno! Czy tobie w ogóle nie zależy na Evie? Czy twoja karieraważniejsza jest niż bezpieczeństwo naszego dziecka? Anna nie byłaby bardziejzaskoczona, gdyby Filip uderzył ją w twarz.Zwykle nie reagowała na uszczypliweuwagi o swojej karierze, ale dzisiaj bała się o Evie tak samo jak on.Zmęczyłoją już ciągłe usprawiedliwianie się z powodu swojej pracy.- A na kogo ja dolicha pracuję, jeśli nie na twoją córkę i twojego ojca? Na jakie ja sobiepozwalam luksusy? Jeżdżę tym starym gruchotem chevroletem, nie kupuję sobiekosztownych strojów.Nigdy nie jadam w restauracjach.Nie biorę urlopów.I mamjuż dosyć twoich docinków.Był czas, że to ty miałeś się o mnie troszczyć,pamiętasz? Nawet byś nie miał tej marnej, urzędniczej posady u Kenna, gdyby nieja! - w momencie kiedy wypowiedziała te słowa, sprzedałaby swoją duszę, by jecofnąć.Nie bał się gniewu Filipa, ale nie mogła patrzeć, jak ból, który muzadała, wyraznie odmalował się na jego twarzy.Filip był oszołomiony.A więc toAnnie zawdzięczał niespodziewaną ofertę Kenna.Zawsze się zastanawiał, skąd muto nagle przyszło do głowy.- Więc to ty namówiłaś Kenna, żeby dał mi pracę?Anna nie mogła teraz odpowiedzieć.Słysząc, jak Evie kaszle, powiedziała: -Muszę ją zobaczyć.Potrzebuje mnie.- Potrzebowała cię godzinę temu.Szkoda, żewtedy o niej nie myślałaś.Teraz już wszystko w porządku.Wysuszyłem ją ipołożyłem do łóżka.Anna już go nie słuchała.Przeszła przez hol i zamknęła sięw łazience.Nie zapalając światła kucnęła przy wannie i chwyciła dłońmi jejbrzeg, by opanować drżenie.Azy spływały jej po policzkach.Przestań, mówiłasama do siebie.Nie płacz.Musisz porozmawiać z Filipem.W żadnym wypadku niemożesz pozwolić, by Evie wiedziała, że coś jest nie tak.Z tym postanowieniemwytarła twarz i pomalowała usta szminką.Niełatwo będzie udawać przed Evie, leczkiedy tylko uchyliła drzwi do jej pokoju, dziewczynka była cała w uśmiechach.-Cześć mamusiu! - Kochanie, dlaczego nie poczekałaś na mnie w szkole, jak cięprosiłam? - Czekałam i czekałam, a ty nie przychodziłaś.Więc pomyślałam, żepewnie zapomniałaś.Siedząc na brzegu łóżka Anna odgarnęła kosmyk włosów z czołaEvie.Był jeszcze wilgotny.Moje biedactwo.Ostre słowa Filipa jeszcze brzmiałyjej w uszach.Evie ma matkę, która nie dotrzymuje obietnic.Zasługujesz nawięcej, dziecinko - pomyślała z goryczą, wiedząc, że była odrobina prawdy w tym,co powiedział Filip.- Zapomniałam, że kończysz dzisiaj o drugiej trzydzieści.Tak mi przykro.- Całkiem zmokłam i trochę się przestraszyłam, ale tatuś mniezabrał.Evie nie wspomniała słowem, że początkowo uważała za świetną przygodęwracanie do domu w deszczu.Kałuże były olbrzymie, jedna na rogu Gough i Lombardwyglądała jak małe jezioro, a Evie nie przepuściła ani jednej, nie zważając nato, że woda wlewa jej się do butów.Ale potem zerwał się wiatr i zrobiło jej sięzimno.- Zdjęłam swoje rzeczy i włożyłam do kosza w łazience.- Grzeczna zciebie dziewczynka, Evie.Teraz leż w łóżeczku i rozgrzej się.Nie idę jużdzisiaj do biura.- To dobrze.Chcemy grać z tatusiem w karty.- Cudownie,kochanie.Idę teraz porozmawiać z dziadkiem, a potem przygotuję dla wszystkichgorącą czekoladę.Co ty na to? - Dobrze, mamusiu.Tatuś mi już jedną zrobił.Anna wiele by dała, by móc po prostu położyć się spać, ale zrobiła obiad,najpierw podała tacę Simonowi do łóżka, a drugą przygotowała dla Evie i Filipa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]