[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedyny widoczny stąd budynek to sklep Luke'a, ale dziś nikogo tam nie by-237ło.Przynajmniej miał taką nadzieję.Wpatrywał się w sklep, oceniając odległość od niego.- Trudno byłoby dostrzec coś stamtąd przez padający śnieg.Ale wejdźmy do środka, muszę wygrać z tobą tę rundę w scrabble, yał - Gdy wracali, Hannah wciąż przeszukiwała wzrokiem pola.-Ya.Podążając za nią i trzymając ręce na jej ramionach, Paul dał jej trochę czasu na zastanowienie.Dziwiło go, że odkąd się zaręczyli, Hannah tak łatwo ulegała emocjom.Nie mógł jej jednak o to winić.Nie było im przecież łatwo, bo tak często byli z dala od siebie, a także nie byli pewni, jak na ich plany zareaguje jej rodzina.Już wiele lat temu, gdy jeszcze byli tylko przyjaciółmi, Paul obiecał sobie, że zrobi, co w jego mocy, by uwolnić Hannah od surowego rygoru, jaki panował w jej rodzinie, poprzez danie jej własnej przestrzeni, by mogła czuć i myśleć, czerpiąc z bogactwa własnej duszy.Z jednej strony te zmiany nastrojów go zaskakiwały.Ale z drugiej strony, kobieta, która miała taką ochotę na życie, jak jego Hannah, na pewno wiele rzeczy odczuwała bardzo intensywnie.Był zadowolony, że tak bardzo mu sprzyja.Weszli po kilku schodach prowadzących na werandę, Hannah odetchnęła i Paul poczuł, że mięśnie jej nieco się rozluźniły.Stwierdził, że nadszedł czas, by ją rozweselić.Ale jak? Przechodzili przez zadaszoną werandę, a Paul szedł tuż za nią, wciąż trzymając ręce na jej ramionach.Yahoo.To było to.Paul ścisnął ramiona dziewczyny, zakręcił nią, otwierając drzwi, i wrócił na zaśnieżone stopnie.- Yahooooo! - Wyszeptał delikatnie w kierunku sypiącego płatkami śniegu nieba.Poczuł but Hanny na siedzeniu.Pchnięcie.Teatralnym gestem Paul zleciał z kilku schodów i znalazł się na kolanach w śniegu.238- Yahooo? - Przewróciła oczami i potrząsnęła głową, ale też się zaśmiała.Paul zaczerpnął głęboko powietrza, jakby chciał krzyknąć na cały głos.Zobaczył babcię za plecami Hannah sekundę wcześniej, zanim ona wykrzyknęła jego imię.Zakasłał, udając, że się zakrztusił.Hannah zachichotała.- Paulu Waddell, co ty wyprawiasz?- Dzielę się swoją radością z niebiosami, babciu.- Wstał i wyprostowałsię.- No to przestań i wejdź do środka.- Odwróciła się i poszła powoli do kuchni.Pomagała sobie laską i nosiła specjalne, ortopedyczne buty.Hannah ciągle jeszcze chichotała, gdy ruszyła za babcią do kuchni.Paul wbiegł po schodach, objął Hannah w pasie i wprost do jej ucha szepnął:- Yahoo.Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, wchodząc do kuchni.Paul podszedł do blatu i oparł się o niego, wzruszył niewinnie ramionami w stronę babci i mrugnął do Hannah, a ona zagryzła dolną wargę i spuściła głowę.- Babciu, czy rozmawiałaś z Hannah na temat mojego prezentu pod choinkę? - Paul podsunął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem, mając oparcie z przodu.Babcia wzięła z kredensu szklankę i napełniła ją wodą z kranu.- W prezencie dla Paula zgodziłam się, żebyś przyszła do mnie dzień po świętach na pogawędkę.Paul będzie wtedy z rodziną na Florydzie, ale ja będę w domu.Będę miała numer, pod który będziesz mogła do niego zadzwonić, i będziecie mogli rozmawiać, ile dusza zapragnie.- Skrzywiła się.- Mam nadzieję, że to, co robię, jest w porządku.Nigdy nie obiecywałam, że nie pozwolę na rozmowy przez telefon, jedynie na listy.239Oczy Hannah zwęziły się, ale nie zapytała, komu babcia obiecała nie przekazywać listów.Paul wiedział, że zrozumiała dużo więcej, niż zostało powiedziane.Dziewczyna podeszła do babci i uścisnęła ją.-Taka długa rozmowa to wspaniały prezent pod choinkę.Dziękuję, babciu.Paul skinął w kierunku rozłożonych scrabbles.- Musimy dokończyć grę.- Położył O_G_L_E za jednym o w słowie YAHOO i wyprostował się z miną triumfatora.- Gdybym miał jeszcze jedno G mógłbym ustawić słowo GOOGLE.- Wiesz, że twoi znajomi, w których trzeba uwierzyć, muszą zniknąć.-Hanna pogroziła mu palcem.- Nie wiadomo, kto by wygrał, gdybyśmy oboje używali wyrazów, których istnienia druga osoba nie może sprawdzić- wzruszył ramionami Paul.- Nie chodzi tutaj o wygranie gry, prawda? - Hannah spojrzała na niego przez rzęsy.Paul zamrugał i przytaknął ze zrozumieniem.♦Paul pojechał za bryczką Hannah, trzymając się kilka metrów za nią.Nie był pewien, czy jej prośba, by jechał za nią, wynikała stąd, że wciąż obawiała się tego wariata, który ją chciał przejechać, czy poprosiła dlatego, że wciąż miała wrażenie, iż ktoś ich obserwuje.Nic zresztą dziwnego, bo bryczka nie chroniła ani przed złą pogodą, ani przed złoczyńcami.Ale na pewno jazda nią była lepsza niż chodzenie na piechotę.Po wypadku Hannah Paul nie chciał, żeby sama chodziła do babci.Gdy dotarli do ostatniego zakrętu drogi w pobliżu domu Hannah, Paul zatrzymał samochód i patrzył, jak bryczka240znika we mgle.Droga szybkiego ruchu była tuż przed nim.Ależ przeżyli cudowny dzień.Odmówił krótką modlitwę w intencji Hannah i wrzucił wsteczny bieg.Gdy dotarł do domu babci, jej samochód był już spakowany, a ona gotowa do drogi do Maryland.241Rozdział 24Hannah wjechała na podwórko pełna optymizmu.Paul był wspaniały i pod koniec maja będzie mieszkał zaledwie0 milę od niej.Zeskoczyła z powoziku i otworzyła na oścież drzwi stodoły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]